bardzo Was proszę byście zapoznali się z Informacjami, które znajdują się w pasku bocznym, ostatni podpunkt będę zmieniała na bieżąco - w żaden inny sposób nie jestem w stanie nawet w przybliżeniu określić Wam terminu następnego rozdziału
~*~
- Co robisz? - Siergiej zatrzasnął za sobą drzwi i rozsiadł się wygodnie na sofie, jakby znajdował się u siebie.
- Ile razy mam ci powtarzać, że masz nie wchodzić bez pukania do moich komnat? - Snape odłożył niespiesznie książkę i ruchem różdżki przywołał butelkę whisky oraz dwie szklanki.
- Po jaką cholerę mam to robić? Przecież i tak wiesz, że wchodzę. Gdybyś nie zamierzał mnie wpuścić, nie wszedłbym.
- Rozumiem, że spotkanie się nie udało, skoro przyszedłeś do mnie lizać rany. Czyżby Weasleyówna cię przejrzała?
- Wręcz przeciwnie! - roześmiał się głośno - Lepiej być nie mogło, ta ruda jest mną tak oczarowana, że na pewno będzie namawiała Hermionę do tego związku.
- Czyżbyś sam nie dawał sobie rady? - Mistrz Eliksirów uśmiechnął się ironicznie.
- Daję, oczywiście że daję, po prostu tak będzie szybciej. - Upił łyk, po czym swobodnym tonem dorzucił - Uwarzyłbyś mi amortencję?
Severus ze złością zgrzytnął zębami.
- Zamierzasz ją tym napoić?
Rosjanin poruszył się niespokojnie, widząc, jak czarne oczy mrużą się niebezpiecznie. W takich momentach boleśnie uświadamiał sobie przeszłość swojego przyjaciela.
- Cholera, nie patrz tak, pomyślałem sobie, że tak będzie dużo szybciej, po co odwlekać to, co nieuniknione?
- Zapamiętaj sobie, Fiodor, raz na zawsze – syknął. - Jeśli ją tym napoisz, osobiście dopilnuję, byś długo i boleśnie umierał.
- Jasne, jasne... chociaż... dlaczego? Przecież ona obchodzi cię tyle, co zeszłoroczny śnieg. Chyba że jest inaczej? - Przyjrzał się uważnie Severusowi.
- Przez parę ładnych lat musiałem pilnować, by Złotej Trójcy Hogwartu nie stało się nic złego, zrzuć to więc na karby przyzwyczajenia. - rzucił obojętnie i wstał, sięgając po stos pergaminów. - Widzimy się jutro.
- Zaraz wychodzę, ale najpierw obiecaj mi, że przypilnujesz, by nic złego nie stało się Hermionie. Wyjeżdżam na weekend, a ona nie chce ze mną jechać...
- Żarty sobie stroisz? – prychnął - Nie będę uganiał się za jakąś bezczelną panienką.
- Nie masz się za nią uganiać, po prostu zwróć na nią uwagę. - Siergiej dopił alkohol.
- Twoim zdaniem co konkretnie miałbym robić? Mam się upewniać, że żaden uczeń się na nią nie rzuci? - Głos Mistrza Eliksirów stawał się coraz bardziej rozbawiony.
- Po prostu na nią uważaj, Severusie. To wszystko.
- Nie zamierzam.
- Cholera jasna, przywiozę ci rękopis Eliksirów Śmierci. - Rosjanin odstawił szklankę, wpatrując się intensywnie w swojego rozmówcę.
- Spłonął wieki temu, masz mnie za idiotę? - odwarknął zirytowany.
- Tak samo jak oryginał Najsilniejszych trucizn, który stoi na twojej półce. - Siergiej uśmiechnął się, widząc błysk w oczach Snape'a. Wiedział, że wygrał.
- Będę pilnował, żeby się nie potknęła, łażąc po zamku - skoro tak ci na tym zależy, a teraz wynoś się, nim zmienię zdanie - syknął i sięgnął po wypracowania uczniów.
Po godzinie wrzucił sprawdzone eseje do kosza na śmieci, dokładnie tam, gdzie było ich miejsce. Nie wystawił dziś nawet jednego O, same T z wykrzyknikami i ostrymi, kującymi uwagami. Wstał od biurka i sięgnął po rolkę pergaminu leżącą na stole z dala od innych prac, rozsiadł się wygodnie w fotelu z kubkiem mocnej, czarnej herbaty i zaczął czytać.
Wypracowania Lucy Smith zawsze zostawiał sobie na koniec - poprawiały mu humor. Siódmoklasistka była jego ulubienicą, wybitnie uzdolniona w dziedzinie eliksirów, pracowita i cudownie ślizgońska. Zastanawiał się nawet, czy nie złamać swoich zasad i nie zaproponować jej praktyk. Postawił duże W, z zadowoleniem dopisując parę fachowych rad, z którymi powinna się zapoznać.
Przypomniał sobie, jak parę lat temu odkładał na bok wypracowania Granger, by na koniec dnia przeczytać coś ciekawego i błyskotliwego. Oczywiście nie zamierzał jej nigdy tego uświadomić. Niedoczekanie. Za tę pracę zapewne dostałaby zadowalający i parę ostrych uwag pod spodem, ale Lucy była Prefektem Domu Węża, nie czuł więc potrzeby dręczenia jej. Chociaż za każdym razem czuł drobny zawód, że panna Smith ani razu nie osiągnęła poziomu Hermiony.
- Witam, profesorze Snape. - Krwawy Baron wleciał przez drzwi do jego gabinetu.
- Co cię do mnie sprowadza? - Odstawił kubek i sięgnął po pelerynę, doskonale wiedząc, że zaraz będzie musiał gdzieś interweniować.
- Powinien pan zajrzeć do pokoju wspólnego, profesorze.
- Co się stało tym razem? - Ruszył szybko w kierunku komnat Domu Węża.
- Jeszcze się nie zabijają, ale nie jestem pewien, czy pan Persofius nie został już wykastrowany. - duch uśmiechnął się wrednie.
- Latrodectus mactans - szepnął Mistrz Eliksirów, przeszedł przez ścianę i rozejrzał się. W salonie panował ogromny chaos. Młodsi uczniowie kulili się za fotelami i kanapami, a w powietrzu śmigały zaklęcia.
- Expelliarmus! - Sześć różdżek pomknęło w jego kierunku, złapał je zręcznie i rozejrzał się ze wściekłością. Niektóre meble były podpalone, inne pocięte, a z jednego ze stolików został tylko pył. Po środku tego bałaganu stała szóstka siódmoklasistów: trzy kipiące złością dziewczyny i trzech chłopców, na których twarzach na jego widok, wymalowała się ulga.
Zacisnął zęby. Parę lat temu był świadkiem podobnej sceny, po tym jak jeden ze ślizgonów zgwałcił młodszą koleżankę. Od tego czasu starał się uczyć ich szacunku do kobiet, nigdy więcej nie chciał takiej sytuacji w Domu Salazara Slytherina, a teraz wyglądało na to, że znów wydarzyło się coś podobnego.
- Chciały nas zabić, profesorze! - Persofius wskazał palcem na koleżanki.
- Panno Smith, czy może mi pani wytłumaczyć, co tu się dzieje? Jesteś odpowiedzialna za utrzymanie porządku, a nie za miotanie w swoich kolegów zaklęciami.
Dziewczyna wyprostowała się dumnie i spojrzała mu prosto w oczy.
- Myślę, że Persofius z przyjemnością panu to wytłumaczy, profesorze.
- Poszło o ten cały Klub Pojedynków, wróciliśmy tutaj po lekcjach i zobaczyliśmy plakat, wyraziłem tylko swoje zdanie, a one rzuciły się na mnie jak wściekłe hipogryfy - odparował chłopak.
Mistrz Eliksirów rzucił okiem na tablicę ogłoszeń, na której, ku swojej irytacji, ujrzał plakat zapowiadający rozpoczęcie zajęć Klubu. Do tej chwili był pewien, że temat jest już zamknięty. Przekonany, że Granger najwyraźniej użyje swojej inteligencji i dojdzie do prawidłowego wniosku, że skoro Minerwa nie podała im terminu rozpoczęcia współpracy, równie dobrze Klub może nigdy nie powstać. Uznał więc, bardzo szybko, że absolutnie nie ma się czym przejmować.
Rozwiązanie było zarazem proste i genialne. Jednak znów boleśnie się przekonał, że nie ma co liczyć na inteligencję jakiegokolwiek gryfona.
Zmarszczył niezadowolony brwi i spojrzał na chłopca.
- Więc jakie jest to twoje zdanie?
- Powiedziałem, że nie chciałbym na pana miejscu współpracować z profesor Granger.
Dziewczęta prychnęły oburzone.
- Śmierdzący tchórz. Panie profesorze, on kłamie...
- Widzę przecież – mruknął. - Uściślijcie więc jego wypowiedź.
- Cytując: "przerąbane, będzie musiał się użerać z tą szlamowatą kurwą Pottera".
Severus przeklął w myślach.
Co ja mam zrobić z tą informacją?
Przyjrzał się uważniej dziewczętom. Coś mu nie pasowało w tej całej sytuacji, ale jeszcze nie do końca wiedział co.
- Zapraszam panie do mojego gabinetu na rozmowę, a pan ma do końca miesiąca codzienny szlaban z panem Filchem.
- Przecież powiedziałem tylko prawdę, profesorze! - Skrzyżował ręce w buntowniczym geście. - Wszyscy wiemy, że to szlama, a każda szlama jest kurwą, a ona w dodatku jest kurwą Pottera i Weasley'a!- wyrzucał z siebie słowa ze złością i nieskrywaną nienawiścią.
Tylko lata praktyki w utrzymywaniu nerwów na wodzy powstrzymały Snape'a przed rzuceniem jakiegoś nieprzyjemnego zaklęcia na chłopca, który niczego nie rozumiał i najwyraźniej nigdy nie zamierzał zrozumieć. Przez takich jak on tyle lat musiał żyć w nieustającym zagrożeniu. Uczniowie szeptali po kątach zszokowani i przerażeni, żaden z nich nie zdawał sobie sprawy z tego jak głęboko tkwią uprzedzenia ich kolegi, który stał wyraźnie dumny ze swoich słów i przekonany o własnej racji.
- Rozumiem. Dodatkowo w następnym miesiącu będzie pan miał codzienne szlabany ze mną. Chciałby pan jeszcze coś dodać? - mówił spokojnym, chłodnym tonem, który dla wszystkich jego podopiecznych znaczył tylko jedno - olbrzymie kłopoty.
- Nie, profesorze. - chłopak spuścił oczy.
- Cieszy mnie to, że pozostały ci resztki rozsądku.
Przepuścił uczennice w drzwiach i ruszył za nimi do swojego gabinetu. Wyczarował przed biurkiem trzy wygodne krzesła i wskazał je dziewczętom.
- Napijecie się herbaty. - stwierdził. Potrzebował chwili do namysłu.
Zaczął przygotowywać napój, wykorzystując okazję, by przyjrzeć się ślizgonkom. Ich twarze wyrażały niepokój, ale i upór. Doskonale wiedział, że nie przepadały za sobą, były od siebie zupełnie różne i często konkurowały. Nie pamiętał, żeby widział je kiedykolwiek razem, aż do dziś, gdy zupełnie bez sensu postanowiły wspólnie bronić honoru Granger.
Postawił przed nimi filiżanki, cukierniczkę i dzbanuszek z mlekiem, po czym usiadł wygodnie po przeciwnej stronie biurka i obserwował, jak kosztują ze smakiem napoju. Rozmasował sobie skronie.
Ta Granger mnie prześladuje, gdzie się nie ruszę zawsze coś mi o niej przypomni.
Po chwili odezwał się cicho i spokojnie:
- Powiedzcie mi, o co chodzi. Obrażacie moją inteligencję, myśląc, że nie zauważę niczego podejrzanego w waszym zachowaniu.
Dziewczyny szeptem wymieniły się między sobą jakimiś uwagami.
- Wolałybyśmy nie, panie profesorze. - odparły po chwili
- Nie interesuje mnie to. Moja cierpliwość jest na skraju wyczerpania - syknął, opierając dłonie na blacie. - Powiedzcie wszystko, dokładnie i szczerze. Nie będę więcej uprzejmie prosił.
Poruszyły się niespokojnie na krzesłach.
- Panno Smith, nalegam. - Wiedział, że jeśli którakolwiek z nich odważy się wyznać mu prawdę, to tylko ona.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić niepewnym głosem.
- Profesor Granger nakryła mnie tydzień temu podczas... no... w intymnej sytuacji z moim chłopakiem, nie byliśmy w dormitorium, bo on... - zająknęła się.
- Zdaję sobie sprawę z tego, z kim się pani spotyka od dwóch lat, rozumiem, że było po ciszy nocnej i jak zwykle znajdowaliście się w sali zaklęć. - Dziewczyna oblała się rumieńcem i kiwnęła niepewnie głową. - Chcecie mi powiedzieć, że nakryła was wszystkie, a broniłyście jej, bo nie dała wam szlabanu? - Po ich minach widział, że się pomylił. Dolał im herbaty, czekając na dalsze wyjaśnienia.
- Pani profesor zaprosiła mnie na rozmowę i spytała, czy używam eliksiru antykoncepcyjnego. - Rumieniąca się ślizgonka to nie był częsty widok, a w tym momencie miał przed sobą trzy dziewczyny czerwienią mogące konkurować z dojrzałym pomidorem malinowym.
- Oczywiście, że pani używa, jest pani rozsądną, młodą czarownicą - mruknął. Zaczynał żałować swojej dociekliwości.
Spojrzały na niego zaskoczone.
- Niby jak miałam używać? Przecież pani Pomfrey mi go nie udostępni, a do Hogwartu żadna szanująca się apteka nie przyśle mi ani tego eliksiru ani niektórych niezbędnych składników. Mogłabym oczywiście zamówić go z nielegalnego źródła, tak jak Eliza to robiła, ale bałam się.
Wypił duży łyk herbaty, chociaż w tej sytuacji wolałby coś o wiele mocniejszego.
- Słusznie, że się pani bała. Panno Digger, czy nie zdawała pani sobie sprawy z tego, że niektóre z nich mogą powodować poważne komplikacje, w tym także bezpłodność? Piła pani antidotum, prawda?
- Nie wiedziałam, że trzeba - wyszeptała cicho.
Syknął wściekle i podniósł się z krzesła, ruchem różdżki zapalając ogień pod kociołkiem.
- Mam nadzieję, że nie piła go pani często, zaraz przygotuję antidotum.
- Nie trzeba, panie profesorze, dostałam już od profesor Granger.
Zamarł zaskoczony, słysząc słowa dziewczyny. Po chwili usiadł z powrotem na krześle, tłumiąc westchnienie ulgi.
- Rozmawiałam z panią profesor, powiedziała, że to przemyśli i... - kontynuowała Smith, odrobinę pewniejszym tonem.
- I? - mruknął.
- Po następnej lekcji obrony poprosiła, żeby wszystkie siódmoklasistki zostały w klasie. Z tego co wiem, rozmawiała też z uczennicami innych domów. - wyrzucała z siebie słowa najszybciej jak mogła. - Wytłumaczyła skutki uboczne eliksirów pochodzących z niepewnego źródła i powiedziała, że jeśli któraś z nas potrzebuje antidotum, to w każdej chwili może do niej przyjść i go dostanie. Prosiła nas również, byśmy zachowały wstrzemięźliwość seksualną w murach szkoły - dodała po chwili wahania.
- I? - Zdawał sobie sprawę, że brzmi jakby się zaciął, ale nie miał najmniejszej ochoty na dyskusję.
- Dodała, że jeśli któraś z nas nie ma takiego zamiaru, to może do niej przyjść nauczyć się warzyć eliksir, a ona zamówi składniki.
Przejechał dłonią po twarzy. Co on miał zrobić z tą wiedzą? Nauczycielka rozdająca uczennicom środki zapobiegające ciąży? Dorosłym uczennicom, to fakt, ale jednak Rada Szkoły od razu uznałaby to za namawianie do rozwiązłości seksualnej. Niech go szlag, że też musiał być taki wścibski! Trzeba było im dać szlabany i byłoby po sprawie. Z drugiej jednak strony, właśnie dowiedział się o czymś, za co Granger na pewno wyleciałaby ze szkoły z wielkim hukiem.
- Profesorze?
- Słucham.
- Pani profesor nie będzie miała przez nas kłopotów, prawda?
Patrzyły na niego z nadzieją i zaufaniem. Warknął ze złością. Wolałby żeby się go bały, płakały, czy też po prostu zemdlały. Nigdy nie pomyślał o tym, żeby zadbać w ten sposób o ochronę dziewcząt. Z chłopcami rozmawiał, owszem, o odpowiedzialności i innych frazesach. Jednak ani razu nie pomówił o tym z przedstawicielkami płci pięknej, a już na pewno nigdy nie przyszło mu do głowy, że mogą mieć takie problemy ze zdobyciem odpowiednich eliksirów. Seks w Hogwarcie był i będzie zawsze, o tym wiedzieli wszyscy pracownicy i starali się nie ingerować w intymne stosunki uczniów. Sam zresztą przymykał na to oko, jeśli para była dojrzała i wyraźnie zakochana. Pod warunkiem oczywiście, że byli to ślizgoni, ewentualnie ślizgon i uczeń innego domu.
Usłyszeli ciche pukanie. Odetchnął, miał szansę, by oderwać się na chwilę od tego tematu.
- Wejść!
- Dobry wieczór, panie profesorze, przyniosłam obiecaną paczkę skórki boomslanga. - Wchodząc do jego gabinetu, wyglądała na zdenerwowaną, a gdy zauważyła uczennice siedzące jak na szpilkach i jego z miną, która nie wróżyła nic dobrego, zbladła.
Za jakie grzechy, kobieto? Utopiłbym cię teraz z największą przyjemnością...
- Świetnie, że przyszłaś Granger, właśnie o tobie dyskutujemy - warknął. Atak był zdecydowanie jego ulubionym sposobem obrony. - Masz coś na wytłumaczenie swojego haniebnego zachowania?
Zacisnęła usta i podeszła niespiesznie do jego biurka, stukając obcasami - w tej chwili ten dźwięk wydał mu się najbardziej irytującym odgłosem, jaki słyszał w życiu. Położyła na blacie słoik ze składnikiem i spojrzała z troską na uczennice.
- Nie widzę powodu, bym musiała się tłumaczyć. Cieszę się, że panie widzę, wasze zamówienia. - Wyjęła z torby paczki i podała im. - Mam też nową porcję dla pani, panno Digger. - Podała jej pudełko. - Codziennie na czczo, zaraz po przebudzeniu.
- Pamiętam, pani profesor, dziękuję. - Dziewczyna wyglądała tak, jakby miała ochotę zapaść się pod ziemię. W tej chwili doskonale rozumiał jej uczucia.
- Dobrze, wracajcie do dormitorium, teraz ja porozmawiam z profesorem Snapem. - Nie słysząc jego sprzeciwu, podniosły się i ruszyły w kierunku drzwi.
- Chwila! - warknął - Panno Digger, proszę mi pokazać te eliksiry. - Wziął oba zawiniątka i rozwinął pierwsze, obejrzał uważnie fiolki z eliksirem antykoncepcyjnym, potem dokładnie zbadał poprawność antidotum i po chwili oddał je dziewczynie. - Możecie odejść. To samo dotyczy pani, nie widzę powodu, by pani tu dłużej zostawała.
~*~
Hermiona ledwo powstrzymała uśmiech triumfu.
Nie znalazł niczego, do czego mógłby się przyczepić, dostałam od niego pierwszy Wybitny, chociaż on na pewno by zaprzeczył, no i zwrócił się do mnie per "pani".
- Przepraszamy, pani profesor, nie miałyśmy wyjścia.
- Nic się nie stało, może to i lepiej. Profesor Snape zapewne będzie chciał uniknąć na przyszłość takich sytuacji i przekona panią Pomfrey do dostarczania odpowiednich eliksirów dorosłym uczniom. Dobrej nocy dziewczęta, nie zapomnijcie o wypracowaniu.
- Jest już napisane, dobranoc, pani profesor. - Odeszły.
Hermiona, niespiesznie wracała do swoich komnat, zamyślona. Zaskoczył ją.
Oczywiście wiedziała, że musi być być jakiś powód tego, że ślizgoni stali za swoim opiekunem murem pomimo jego trudnego charakteru, nieznośnego zachowania i bardzo kontrowersyjnej przeszłości. Myślała jednak, że chodzi tylko o to ulgowe traktowanie na lekcjach. Poczuła wstyd, że tak łatwo oceniła te relacje, że przez tyle lat uważała je za tak płytkie. Chociaż... czy ktokolwiek domyśliłby się, że naczelny postrach Hogwartu będzie popijał herbatę z uczennicami opowiadającymi mu rzeczy, o których zapewne wolałby nie wiedzieć? Zachowywał się nawet całkiem spokojnie, a one nie miały na twarzach śladu łez czy strachu. Wyglądały wręcz na odprężone, oczywiście na tyle, na ile można w takiej sytuacji i patrzyły na niego z zaufaniem. Czuły się przy nim bezpiecznie. Pokręciła głową z niedowierzaniem, sięgnęła do torby po krem do rąk i wyczuła duży arkusz pergaminu. Zawróciła, modląc się o to, by i tym razem wrócić z wizyty u Mistrza Eliksirów w jednym kawałku.
~*~
Wyszedł spod prysznica i osuszył się zaklęciem, nie miał dziś cierpliwości do używania ręcznika. Minerwa poinformowała go o wyciągniętych konsekwencjach wobec uczniów, pozostała dwójka chłopców dostała szlabany. Naciągnął spodnie i sięgnął po koszulę, musiał się zastanowić, w jaki sposób zmusić Pomfrey i McGonagall do umożliwienia dziewczętom dostępu do tych eliksirów. Usłyszał pukanie i zerknął da zegarek, typowa pora na Fiodorowa. Machnął różdżką, zdejmując zabezpieczenia.
- Wejdź! - Zaklęciem wyprasował koszulę, skrzaty nie robiły tego tak dokładnie, jak oczekiwał, naciągnął ją na siebie i poszedł do salonu. - Czego dziś chcesz, Fiodor?
~*~
Weszła, zamykając za sobą bezszelestnie drzwi i rozejrzała po salonie z ciekawością. Spodziewała się minimalistycznego, zimnego wnętrza mającego wzbudzać respekt i strach. Zaskoczona przesuwała wzrokiem po pomieszczeniu. Pokój był przynajmniej trzy razy większy od tego, którym ona dysponowała. Podłoga wyłożona czarnymi, dębowymi, lekko lakierowanymi deskami, w których odbijał się ogień płonący w komiku, wyłożonym jakimś ostro ciętym, ciemnoszarym kamieniem, którego nie umiała nazwać. Centrum pokoju zajmowała duża, wyglądająca na wyjątkowo wygodną, sofa, obita ciemnobrązową błyszczącą skórą, obok niej stały dwa szerokie fotele, a pomiędzy nimi znajdował się stolik kawowy. Był idealnie wpasowany w przestrzeń. W przeciwległym kącie salonu stał szezlong obity czarną matową skórą, tuż przy nim znajdował się prosty kwadratowy stolik, kiedy podeszła bliżej zauważyła przepiękne, pedantycznie wykonane, metalowe zdobienia w kształcie węży wijących się wokół prostych drewnianych nóg.Przeszedł ją lekki dreszcz - przepiękne i straszne. Szklany blat był tak nieskazitelnie przezroczysty, że gdyby nie leżące na nim książki, pewnie by go nie zauważyła.Jednak tym, co ją uwiodło, były ściany. Pokryte od samego dołu do góry półkami, na których stały książki ustawione tak gęsto, że kolor ścian był zupełnie niedostrzegalny. Półki znajdowały się nawet nad obecnie odrobinę uchylonymi drzwiami. Kiedy weszła, zdążyła zauważyć dwie pozycje, które, była tego pewna, uznane były za zniszczone co do ostatniego egzemplarza. Oglądając dokładniej, przekonała się szybko, że w tym pokoju jest znacznie więcej białych kruków. Wodziła po nich spojrzeniem, czując skurcz zazdrości w żołądku i falę złości uderzającą jej do głowy.
Jak on śmiecałą tę wiedzę chować przed innymi? Powinien się nią podzielić!
Jedyne, czego tu jej brakowało, to światła. Duży ogień dawał go sporo, owszem, ale za mało do swobodnego czytania, nie mogła jednak nigdzie dostrzec żadnej lampy.
- Czego dziś chcesz, Fiodor? - Drgnęła na dźwięk ostrego głosu i odwróciła się w jego kierunku. W drzwiach, które przed chwilą były uchylone, stał Severus Snape, patrząc na nią ze zdziwieniem i niezadowoleniem. Nieświadomie otworzyła usta z zaskoczenia. Mężczyzna nie miał na sobie swojej mrocznej szaty i oficjalnego surduta. Musiała mu przeszkodzić w prysznicu, jego włosy były wciąż lekko wilgotne, parę kropel opadło mu na nagi tors i spływało po nim w stronę brzucha. Jej wzrok nieświadomie podążał za nimi po jego jasnej skórze od lewego obojczyka, przez pierś. Kropla na moment zatrzymała się na sutku, by spłynąć niżej w kierunku poznaczonego paroma krwawymi bliznami brzucha. Powoli zaczynała docierać do pępka... Nagle długie, chude palce zasłoniły biel czernią koszuli. Przełknęła ślinę i podniosła wzrok ku twarzy mężczyzny. Zanim zapiął ostatni guzik, zdążyła zauważyć ślady po zębach Nagini. Kolejny dziś raz wyrzuciła sobie ignorancję - za nic w świecie nie uwierzyłaby, że tak szczupły człowiek może posiadać stalowe mięśnie, trzymane w ryzach cienką warstwą skóry, pod którą odznaczały się wyraźnie. Spojrzała we wpatrujące się w nią uważnie, zaglądając do jej wnętrza, ciemne i zimne oczy mężczyzny. Nie używał legilimencji, poczułaby jego nieugiętą wolę w swoim wnętrzu. Nie musiał tego robić, widział wszystko. Bestia skrywana za lodowatym spokojem i raniącymi słowami.
Zadrżała, zrobiło jej się zimno.
- Co tu robisz? - syknął. Był wściekły.
- Zaprosił mnie pan do środka, profesorze. - To nie była najlepsza pora, by uświadamiać mu, że okrzyk "wejdź" nie należy do zbyt grzecznych, zwłaszcza rzucony rozkazującym tonem.
- Sądziłem, że to Fiodorow. - Skinęła głową na znak zrozumienia. - Zamierzasz zamknąć wreszcie usta? Chyba że to sugestia, bym coś w nie wsunął. - Sarkazm ugodził boleśnie jej poczucie godności, zamknęła je więc błyskawicznie. Chciała spiorunować go spojrzeniem, ale jedyne co osiągnęła, to swój ognisty rumieniec i jego szyderczy uśmiech. Wiedziała, że to nie była aluzja, on nie robił takich aluzji, nie do niej, ale i tak nie mogła się pozbyć natrętnej czerwieni z policzków. Zawrócił w drzwiach, by przyjść po minucie już kompletnie ubrany w swój codzienny, czarny strój, rozsiadł się w jednym z foteli. - Czego chcesz?
- Zapomniałam przedstawić panu moje propozycje harmonogramu zajęć klubu pojedynków, skrzaty wywiesiły dziś plakaty w dormitoriach. - Usilnie starała się powstrzymać swój głos od drżenia.
- Profesorze. - warknął.
- Słucham?
- Panie profesorze, jakbyś zapomniała, jestem tutaj nauczycielem.
- Ja także, a nie zauważyłam, by zwracał się do mnie pan profesor z szacunkiem.
- Zasłużyłaś na niego?
Zacisnęła pięści.
Mogłabym kopnąć kulę ziemską jak piłkę do nogi, a on i tak uznałby, że nic mi nie wychodzi.
- Więc jakie są te twoje propozycje? - prychnął, wyraźnie dając jej znać, że będą niewarte jego uwagi. Wyjęła z torby duży arkusz papieru i podała mu.
- Widziałem już coś podobnego u Pottera i Weasleya. - zmarszczył brwi.
- Robiłam im grafiki nauki do egzaminów w szkole.
- Oczywiście, Święta Zbawczyni Nieudaczników.
- Profesorze!
- Siadaj Granger, czytam. - Usiadła na skrawku fotela, podczas gdy on uważnie studiował jej notatki i propozycje. Domyślała się, że tak będzie. Perfekcjonista w każdym calu. Wsunęła się głębiej w siedzisko, oparła głowę i przymknęła oczy, czuła jak jej mięśnie się rozluźniają, relaksują. Mugolskie fotele masujące były narzędziami tortur w porównaniu do tego mebla. Zapragnęła mieć taki. - Poprawiłem. - Poczuła, jakby ktoś oblał ją zimną wodą, otworzyła oczy i wyprostowała się, wzięła od niego papier i spojrzała na niego. Ilość skreśleń, strzałek, znaczków i dopisków zaskoczyła ją, oczekiwała dużych poprawek, ale nie tylu. Musiał być na nią naprawdę wściekły.
- Przepraszam, profesorze, ale jest tu trochę ciemno. - Zmarszczyła brwi próbując przeczytać jego ostre pismo.
- Lumos maksima - mruknął pod nosem, nawet nie fatygując się sięgnięciem po różdżkę i nagle zalała ją fala ciepłego światła. Spojrzała w górę, nad ich głowami unosiły się setki, jeśli nie tysiące płomyków. Westchnęła cicho z wrażenia.
- Przepiękne. - Uniosła do nich rękę oczarowana, przejechała dłonią przez jeden z nich. Poczuła na niej delikatne ciepło, przyjemne, nieparzące, przytrzymała dłoń obserwując, jak ogień przyjemnie liże jej skórę.
- Zamierzasz popracować? - warknął na nią. Przywróciła się więc do porządku i zaczęła z uwagą badać jego zapiski. Zamierzał zacząć od patronusa, a to wcale jej się nie podobało.
- Zaklęcie patronusa na sam początek? Przecież to trudne. - zaoponowała.
- Dokładnie o to chodzi, idioci zniechęcą się po paru nieudanych próbach, a ci mniej niecierpliwi po paru godzinach. Zrezygnują, a ja odzyskam swój czas wolny.
- Jednakże...
- Przestań im matkować, masz ich uczyć obrony, a nie wycierać im zasmarkane nosy. Zrozum to wreszcie.- mruknął zirytowany.
- Wcale nie...
- Zamknij się i posłuchaj. - Oparł łokcie na kolanach, pochylając się w jej kierunku. - Zachowujesz się jak kwoka, próbujesz nawet zmiękczyć Ślizgonów. Zresztą twoje wady charakteru to nie mój problem, ale twoje wady w kwestiach zawodowych już owszem. Dlaczego nie uwzględniłaś tego zaklęcia, doskonale wiem, że wypytują o niego na każdej lekcji.
- Oczywiście - prychnęła. - Minerwa na pewno zgodzi się sprowadzić tu dementora, a my przywitamy go z otwartymi ramionami, może nawet ucałujemy na powitanie.
Spojrzał na nią uważniej. Grała twardą, ale w jej głosie dało się wyczuć nutkę paniki.
- Nie bądź śmieszna, i bez dementora jest to wybitnie trudne zaklęcie. W dodatku można się uczyć na boginie, a ich w tym zamku jest całkiem sporo.
- Mam tu sprowadzić Harry'ego? To bez sensu! Będą skupieni tylko na walce o autografy.
- Nie będzie to potrzebne, moim boginem jest dementor. - odparł spokojnie, jakby ta kwestia nie wymagała jakiejkolwiek uwagi.
- Nie zgadzam się! - W jej głosie zabrzmiała nuta paniki.
- Dlaczego?
Zagryzła dolną wargę, nie mogła mu powiedzieć, niby jak miała to zrobić? On jej nie da żyć, ośmieszy przed uczniami. Jednak z drugiej strony nie mogła pozbawić ich możliwości nauczenia się tak ważnego zaklęcia wykraczającego daleko poza program szkolny. Argument pozbycia się leniuchów też do niej przemawiał, z mniejszą grupą dużo wydajniej się pracuje. Mogła się uprzeć, nie zgodzić; mogła, ale nie chciała. Zamierzała tych młodych ludzi naprawdę przygotować na wszelkie okoliczności życia, a bez jej szczerości wobec Snape'a to się nie stanie.
- Chodzi o to, że... że... - Głos jej się załamywał. Zacisnęła mocno powieki, wzięła głębszy wdech, zbierając się do tego by wyrzucić to z siebie jak najszybciej, otworzyła usta - Że ja...
- Severusie! Zapomniałeś o swoich zaklęciach ochronnych! Hermiona mi gdzieś uciekła, więc wpadłem do ciebie na kieliszeczek!
Wejście Siergieja skutecznie zamknęło jej usta, za to na Mistrza Eliksirów podziałało zupełnie inaczej.
- Nie umiesz pukać, durniu?! Następnym razem, kiedy przekroczysz próg moich komnat bez wyraźnej zgody spłoniesz! - Wrzał ze złości.
- Wyluzuj, co cię dziś ugryzło? - Rosjanin rozsiadł się na kanapie, a kiedy zobaczył Hermionę, uśmiechnął się szeroko. - Tutaj jesteś, Księżniczko, jesteś taka maleńka, że oparcie cię zasłoniło. Nie znęca się nad tobą za bardzo,prawda? - Nie zdążyła odpowiedzieć, bo zamknął jej usta zachłannym pocałunkiem.
~*~
Pieprzony Rosjanin, ten to ma wejście. Jeszcze sekunda i bym wiedział.
Nalał whisky do trzech szklanek i skrzywił się, widząc, jak Fiodorow sadza ją na kolanach, obejmując zachłannie rękami. Zmarszczył brwi. Nie znał się na zakochanych kobietach, ale Granger nie wyglądała nawet na specjalnie zadowoloną.
- Wypij swoją porcję i zabieraj się stąd.
- Zostaniemy tutaj, u ciebie jest wygodnie. - Pocałował kobietę w ucho - Podasz mi Ognistą, Księżniczko?
Zdecydowanie nie wygląda na zadowoloną. Trudno się dziwić, gdyby jego ktoś nazywał słodkim aniołem i innymi tego typu określeniami sprowadziłby na siebie szybką, ale bolesną śmierć. Ona i tak nieźle to znosiła.
- Nalałeś jej Ognistej? Severusie, wstyd mi za ciebie, kobietę się poi słodkim winem, nektarami i...
- Wypij za nią - warknął.
- Nie trzeba. - Sięgnęła po szklankę i wypiła zawartość jednym haustem, oczy zaszły jej łzami, ale dzielnie powstrzymała grymas i odstawiła ją. - Mogłabym prosić o następną porcję? - Nalał jej, obserwując z ukrytym rozbawieniem zszokowaną minę Siergieja.
- Ależ kochana, to nie jest zdrowe, Severus ma przepyszne wino, zapewniam cię.
- Jestem pewna, że wiem, na co mam ochotę, Siergieju. Mogłabym obejrzeć kolekcję pana profesora? - Wskazała na książki, Fiodorow rzucił mu ostre spojrzenie, przyciągając ją do siebie zachłanniej. Najwyraźniej nie zamierzał się z nią rozstawać.
- Nie krępuj się - mruknął z satysfakcją, obserwując złość Rosjanina.
Rzuciła mu zszokowane spojrzenie, ale wyrwała się szybko z ramion mężczyzny i podeszła do półek z książkami.
- Może ci pomogę, skarbie?
- Poradzę sobie, przyszedłeś w odwiedziny do profesora Snape'a, nie przeszkadzajcie sobie. - odparła całą swoją uwagę skupiając na książkach.
- Szachy? - rzucił od niechcenia Severus.
- Zmiażdżę cię. - Siergiej był wściekły, a jego głos nabrał ostrych tonów.
- Spróbuj.
Chodziła od półki do półki, nie wiedząc, gdzie patrzeć, same skarby, perły, białe kruki. Transmutacja, zaklęcia, obrona, numerologia, runy, czarna magia - eliksiry oczywiście dominowały. Czuła się jak w niebie, a kiedy znalazła wyjątkowo stary tom Obliviate, pisnęła z podekscytowania, wyjęła go, usiadła przed kominkiem i zabrała za lekturę.
Obserwował ją kątem oka. Zaciekawiło go, dlaczego wybrała akurat tę pozycję, miał wiele rzadszych i cenniejszych książek w kolekcji, które na pewno zauważyła.
- Szach.
Cholera, muszę się skupić, jeszcze tego by brakowało, żeby mnie ograł.
Jednak jego wzrok i myśli cały czas mknęły w kierunku kobiety.
- Mat, Severusie. Czyżby moja księżniczka tak ci dała dziś popalić, że nie masz już siły myśleć? - Fiodorow rozsiadł się wygodniej na kanapie, patrząc na niczego nieświadomą Hermionę zachłannym wzrokiem.
- Księżniczka? - prychnął.
- Owszem, moja księżniczka, mam ją w garści, Snape. Znalazłem sposób - szepnął na tyle cicho, by zajęta lekturą Hermiona go nie słyszała.
Poczuł jak ogarnia go fala bezzasadnej wściekłości.
- Zabieraj ją i wynoście się stąd. Natychmiast... - syknął.
Kiedy drzwi zamknęły się cicho za niezadowolonym Fiodorowem i, rzucającą tęskne spojrzenia w kierunku książek, Hermioną, odetchnął. Ostatnio nie czuł się najlepiej, był rozkojarzony, a rozkojarzony Severus Snape nie był sobą, i zdecydowanie jeszcze nigdy wcześniej nie był aż tak wściekły, by nie móc odpowiednio pokroić składników do eliksiru, a w przeciągu ostatniego miesiąca zdarzyło mu się to aż dwukrotnie. Jednak dziś wieczorem jego mózg po prostu zwariował.
Kiedy zobaczył ją, stojącą pośrodku swojego salonu i wpatrującą się w niego z lekko rozchylonymi wargami, zamarł na kilka sekund, a później pomyślał, że Siergiej ma rację. Panna Ja-Wszystko-Wiem nie była już zarozumiałym podlotkiem, stała się atrakcyjną kobietą, atrakcyjną i cholernie inteligentną kobietą. Osobą, której się nie lekceważy.
Przypomniał sobie jej twarz, kiedy pierwszy raz zabiła człowieka, instynkt zadziałał, zanim rozum czy uczucia zdążyły zareagować. Widział w jej bursztynowych oczach, jak pęka, rozpada się na drobne kawałeczki i jak po kilkunastu sekundach rzuca następne zaklęcie. Ta sama, a jednak zupełnie inna. Był świadkiem chwili, w której dojrzała, zrozumiała i podjęła decyzję, wybrała, zostawiła to, co niewinne w przeszłości, za sobą. Zostawiła nadzieję na cud i wiarę w walkę miłością w przeszłości, wśród dziecięcych marzeń. Tylko w bajkach dla małych dziewczynek pocałunek zwycięża zło, a ona przestała być małą dziewczynką. Wojna była brudna, okrutna i nienasycona. W jednej chwili pojęła, że jest za późno. Została naznaczona demonami śmierci i nienawiści. Zeszła z wytyczonej ścieżki, weszła w krzaki pełne kolców i niewiadomych, by zwalczać wroga wszelkimi metodami - skutecznie i metodycznie. Zabójca, słowo, którego nie da się wybielić żadną filozofią, żadną religią, żadnymi powodami i żadnymi czynami. Świat może cię odznaczyć, wyświęcić, okrzyknąć zbawicielem, ale ty i tak wiesz, że jesteś zwierzęciem, które zrobi wszystko, by przetrwać.
Podsumował ją i to go usatysfakcjonowało. Była dorosła, nie należała się jej więc żadna taryfa ulgowa, nawet najmniejsza. Dorosła i twarda. Etykietka została przypięta, ze spokojem mógł więc odstawić ją na półkę i więcej do niej nie wracać. Potem zachwiała jego pewność swoją niepewnością, rumieńcami zażenowania, swoim jąkaniem i strachem przed powiedzeniem mu czegoś, a chwilę później, kładąc się na jego podłodze, machając nogami jak dziecko i szczerząc się w uśmiechu, kiedy znalazła jakiś interesujący fragment w książce, bezczelnie rozwaliła mu całą koncepcję.
Dolał sobie whisky i spojrzał w ogień. Leżała przed tym kominkiem parę minut temu. Pasowała tu jak ostatni element układanki, ten, który zawsze zostaje na koniec, bo wydaje się należeć do zupełnie innego obrazka.
- Za dużo wypiłem - mruknął pod nosem i poszedł do sypialni.
Zasypiając, postanowił kupić dywan, miękki i gruby dywan.
~*~
Kochana Hermiono!
Właśnie skończyłam czytać Twój list i muszę powiedzieć, że jestem zawiedziona. Koniecznie muszę znać każdy szczegół Waszego romansu (wpuściłaś go wreszcie do łóżka? Jeśli nie, zrób to jak najszybciej, coś mi mówi, że jest świetny w te klocki), stwierdzenie "spędziliśmy razem miły wieczór" to zdecydowanie za mało informacji jak dla mnie!
Co do bogina... nie martw się, zwalimy to na Snape'a. Pewnie zauważyłaś już, że wysłałam ci Bombonierki Lesera, zjedz kilka przed spotkaniem Klubu Pojedynków, wylądujesz w Skrzydle Szpitalnym, a resztą niech on się zajmuje.
Rzeczywiście, to dosyć zaskakujące, że jego komnaty nie wyglądają jak sala tortur, rozejrzę się dla ciebie za tym fotelem, a co do reszty spraw dotyczących Nietoperza: Nie przejmuj się! Wiem, że umiesz, Malfoya olewałaś przez wiele lat, potraktuj tego chama w ten sam sposób, zdecydowanie za dużo o nim teraz myślisz. Założę się, że Ciacho skutecznie rozwieje te myśli, musisz tylko dać szansę szansę!
Harry i Ron to skretyniałe gumochłony. Po powrocie od Ciebie opowiedziałam oczywiście Harry'emu wszystko o Siergieju (Ron grał z nim w szachy,więc jemu też przy okazji). Wiesz, co powiedzieli?! Mój pożałowania godny mąż, zaczął się śmiać i stwierdził, że albo ty umrzesz przy nim z nudów, albo zabijesz go, gdy kolejny raz nazwie Cię Księżniczką. Ronald mu przytaknął! Doprawdy! Pomyślałby ktoś, że powinni znać cię lepiej po tylu latach przyjaźni!
Wracając jednak do miłych tematów, zamówiłam u paru moich ulubionych projektantów szkice sukni ślubnych, przyślij mi swoje wymiary. Wcale nie jest za wcześnie! U nich na sukienkę się czeka z pół roku, więc lepiej być przygotowanym zawczasu.
Ginny
PS
Ucałuj ode mnie Ciacho
PS2
Dołączam włosy mamy.
PS3
Harry przesyła pozdrowienia i życzy powodzenia z Nietoperzem.
~*~
- Severusie, ty sobie żartujesz, prawda?
- Wyglądam, jakbym to robił?
Minerwa McGonagall wstała z krzesła i zaczęła krążyć po gabinecie. Zaciśnięte usta wyraźnie wskazywały poziom jej niezadowolenia.
- Przestańcie wreszcie! - Spojrzała ze złością na portrety byłych dyrektorów Hogwartu, które wyrażały głośno swoje opinie na temat zaistniałej sytuacji. - Niech któryś z was przyprowadzi mi tutaj profesor Granger.
- Nie ma jej, wyjechała na cały weekend, uciekinierka.
- Fineasie, nie życzę sobie, by ktokolwiek ją obrażał, czy to jasne? Spytaj Harry'ego, może jest u nich, chciałabym z nią pomówić. - Nie minęło więcej niż pięć minut, a dyrektor Black pojawił się z powrotem w ramach swojego obrazu.
- Mówią, że jest za granicą i że wróci dopiero w poniedziałek przed swoimi zajęciami. Ginewra kategorycznie odmówiła, kiedy powiedziałem, by poinformowała Granger o konieczności jej natychmiastowego powrotu. Zresztą Potter poparł ją w tym.
- Skoro tak. - Dyrektorka usiadła znów za biurkiem i spojrzała w zamyśleniu na siedzącego naprzeciw niej mężczyznę. - Zamierzasz poinformować o tym Radę Szkoły?
- Nie sądzę, by to było konieczne - odparł spokojnie.
- Słucham? Chcesz mi powiedzieć, że nie wykorzystasz tak sprzyjającej okazji do pozbycia się panny Granger?
Nieprzyjemny grymas pojawił się na ustach Mistrza Eliksirów.
- Kusząca możliwość, nie zaprzeczam, ale Rada chciałaby przesłuchać uczennice, które są zamieszane w całą tęsprawę. Nie widzę powodu, by zmuszać Ślizgonki do opowiadania tym wszystkim idiotom o swoich romansach . Jedna z nich spotyka się z Gryfonem, sama świadomość jest uwłaczająca, mówienie o tym głośno byłoby doprawdy...nie na miejscu.
- Rozumiem. - Powstrzymała się od uśmiechu. - Zdajesz sobie sprawę, że ja jej za to nie zwolnię? Porozmawiam z Hermioną, owszem, ale nie wyrzucę jej.
- Oczywiście, to żadne zaskoczenie, traktujesz ją jak zgniłe jajko, tak samo jak Albus Pottera.
Postanowiła nie odpowiadać na tę zaczepkę.
- Nie zamierzasz informować Rady, masz świadomość tego, że konsekwencje, które od niej wyciągnę, nie będą specjalnie uciążliwe i na pewno wiesz też o tym, że nie zwolnię cię od obowiązku prowadzenia Klubu Pojedynków. Zastanawia mnie w takim razie jedno. Jaki masz interes w tym, by mi mówić o całej sytuacji. Mógłbyś to przecież przemilczeć.
- Oczekuję, że zmusisz Pomfrey do udostępniania odpowiednich eliksirów lub składników do nich dorosłym uczennicom. - Portrety zaczęły przekrzykiwać się,jeden przez drugiego, większość była zdecydowanie przeciwna i oburzona samą ideą demoralizowania w ten sposób uczniów.
- Słucham? - Za to McGonagall za to była kompletnie zaskoczona.
- Nie zamierzam tego powtarzać. - mruknął, patrząc na nią obojętnie.
- Sugerujesz, że mam jawnie wyrazić zgodę na seks w murach szkoły? Wyobrażasz sobie, co powiedzą na to rodzice?! - Zbladła bardziej z zaskoczenia niż irytacji.
- Odkąd to przejmujesz się zdaniem głupiej większości? Nie bawimy się w demokrację, Minerwo. - Mistrz Eliksirów był spokojny. Doskonale wiedział, że osiągnie swój cel.
- Severusie, to jest niedorzeczne!
- Czyżby? Większy sens ma ryzykowanie ich zdrowiem? Doskonale wiesz, że eliksiry pochodzące z czarnego rynku są niebezpieczne. Oczywiście możemy także przeszukiwać wszelką korespondencję, co będzie pogwałceniem prywatności. Należy tutaj wspomnieć także o rodzeniu się niechcianych i niekochanych dzieci lub wywoływaniu poronień, co skutkuje dla większości młodych kobiet problemami na tle psychicznym. Coś pominąłem? - Zmarszczył brwi. - Jedno, jest jeszcze jedna możliwość, mianowicie rzucenia na każdego ucznia zaklęcia Wstrzemięźliwości, ale to by było nieetyczne i okrutne.
- Poppy się nie zgodzi, wiesz o tym - mruknęła.
- Więc zezwól konkretnym aptekom na sprzedaż wysyłkową odpowiednich ingrediencji, to nie jest specjalnie skomplikowany eliksir, mogą go warzyć same.
- Długo się przygotowywałeś do tej rozmowy?
- Idąc tutaj, przemyślałem kilka rzeczy. Znam cię na tyle, by przewidzieć wszelkie twoje wątpliwości. Przypadkiem mam też przy sobie listę aptek, z których sam korzystam. Mogę ręczyć za jakość ich towaru. - Podał jej pergamin. - Sądzę, że to już wszystko. - Wstał i skierował się do wyjścia.
- Severusie, pomyślałeś o tym, że ktoś będzie musiał nauczyć ich warzenia tych eliksirów? - Była pewna, że tym zbije go z pantałyku.
- Jestem tego świadomy. Do zobaczenia na obiedzie, Minerwo. - Kiedy zamknął za sobą drzwi, w gabinecie dyrektorki zapanowało piekło. Każdy zajmujący kiedykolwiek stanowisko dyrektora Hogwartu musiał wypowiedzieć, oczywiście głośniej od innych, swoje zdanie w tej sprawie. Jedynie portret Albusa nie wydawał się specjalnie przejęty całą sytuacją.
- Uciszcie się wreszcie! Dumbledore, zamierzasz się wypowiedzieć? – Były dyrektor zachichotał. - Nie widzę w tym niczego zabawnego.
- Doprawdy? Ja za to całe mnóstwo rzeczy, ale ty wyglądasz na wstrząśniętą.
- Jestem wstrząśnięta. - odparła.
- Zupełnie niepotrzebnie, on ma całkowitą rację. Wiesz o tym. Gdybyś nie zgadzała się z nim w tej sprawie, zwolniłabyś naszą drogą pannę Granger.
- Zrobiłabym to, nie przeczę. Najbardziej jednak mnie zdumiewa to, że Severus postanowił zadziałać! Muszę koniecznie zobaczyć, jak czują się dziewczęta, od których się tego wszystkiego dowiedział. Wyobrażam sobie, jakie muszą być przerażone, mam tylko nadzieję, że nie doprowadził ich do załamania nerwowego.
- Severus nie jest katem, Minerwo. - Głos Dumbledore'a nabrał ostrości.
- Wiem, ale nie jest też osobą, która osuszy łzy i pogłaszcze po głowie. Trzeba je uspokoić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. On tego nie zrobi.
- Oczywiście, że nie. Nie musi tego robić. - portret Albusa spojrzał na nią uważnie.
- Mężczyźni - prychnęła. - To są bardzo młode kobiety, naturalne jest, że rozmowa z jakimkolwiek mężczyzną na ten temat jest dla nich trudna, a już rozmowa z Severusem Snapem w szczególności. Uważam, że...
- Gryfonki są takie tępe! - Fineas Nigellus Black prychnął jadowicie. - Nie musi im tego mówić, bo one o tym wiedzą, głupia kobieto!
- Pohamuj ten swój gadzi język!
~*~
- Cholera jasna! Severusie! Ratunku!
Mistrz Eliksirów uśmiechnął się pod nosem.
Jakie to typowe.
Odłożył książkę na szklany blat, wstał z szezlonga i ruszył w kierunku drzwi. Robił to wszystko tak wolno, jak tylko potrafił.
- Pospiesz się chłopie! - Siergiej Fiodorow stał, a właściwie skakał, w progu, usiłując zgasić płonące ubranie, jednak woda przelatywała przez czarny ogień, nie czyniąc mu najmniejszej szkody.
- Aquamenti, och - brunet rozłożył ręce w geście niemocy - nie działa.
- Zaproś mnie wreszcie! Zapamiętałem! - Rosjanin zaczynał już naprawdę panikować, czując żar na swojej skórze.
- Co?
- Nigdy. Więcej. Nie. Wejdę. Bez. Twojej. Zgody. Przysięgam! Włosy mi się spalą!
- Możesz wejść, Fiodor.- Ogień natychmiast zgasł. - Napijesz się czegoś? Może wody?
- Bardzo śmieszne. - Rosjanin zaczął osuszać swoje ubranie.
- Jesteś tak przewidywalny, że aż mi ciebie żal. - prychnął - Masz to?
- Mam. - Podał przyjacielowi książkę, którą trzymał pod pachą. O dziwo była nietknięta ogniem i sucha w przeciwieństwie do jego szaty, włosów i jego skóry, która w niektórych miejscach zdążyła się sparzyć. - Przemokłem do gaci!
- Nic w tym dziwnego, skoro wylałeś na siebie hektolitry wody. Wysusz się, zanim wejdziesz dalej. - Usiadł na jednym z foteli i zabrał się za przeglądanie rękopisu. - Masz szczęście, że to oryginał.
- Nie jestem samobójcą - burknął urażonym tonem.
- Może nie, ale głupcem owszem. Istniała więc możliwość, że będziesz próbował mnie okantować.
- Ciebie? Miłość mojego życia? Och, nie krzyw się tak, trochę humoru nie zaszkodzi nawet tobie. Odrobinkę. - Rozsiadł się na kanapie i zapalił papierosa.
- Ależ ja bawię się znakomicie. - Severus uśmiechnął się ironicznie.
- Taaaa... tylko nowa książka jest w stanie cię rozbawić?
- Nie tylko, ty też mnie bawisz. - mruknął przerzucając stronice.
- Więc dlaczego nie śmiejesz się z moich żartów? - Siergiej wydawał się zbity z tropu.
- Nie są śmieszne.
- Sugerujesz, że ja jestem śmieszny?
- W tym momencie bardzo. - Lewy kącik ust Mistrza Eliksirów uniósł się odrobinę.
- Stęskniłem się za wami. - Westchnął Fiodorow.
- Widzisz mnie podwójnie?
- Mówię o tobie i Hermionie, opiekowałeś się Księżniczką pod moją nieobecność?
Severus zmarszczył brwi, odłożył książkę na bok i spojrzał na blondyna.
Czyli jednak nie była z nim w Rosji? Więc gdzie ona do cholery się wybrała?
- Dlaczego uważasz, że zamierzam zwracać choćby najmniejszą uwagę na jakąś irytującą pannę?
Siergiej natychmiast pozbył się uśmiechu zadowolonego z siebie amanta i spoważniał, błękitne oczy błysnęły zimno.
- Oczekuję, że jako przyjaciel zajmiesz się bezpieczeństwem mojej kobiety, gdy mnie nie ma w pobliżu, Snape. Zwłaszcza, że mi to obiecałeś.
- Odkąd to jesteśmy przyjaciółmi?
- Wolisz tego tak nie nazywać? Świetnie, nie nazywaj, powiedz mi, czy zadbałeś o Hermionę.
Powietrze w pokoju zgęstniało, żaden z mężczyzn nie zamierzał złagodzić nastroju, za to obydwoje trzymali dłonie na różdżkach.
- Powtarzam ci, że nie widzę powodu, dla którego miałbym to robić. - spokój w głosie Mistrza Eliksirów podziałał na Siergieja jak płachta na byka.
- Pieprzysz, znasz go doskonale! - warknął - Pytam po raz kolejny, czy zająłeś się bezpieczeństwem mojej kobiety?
- Odkąd to ona jest twoja, Fiodor?
Mięśnie Siergieja zaczęły się niebezpiecznie napinać, gotowy był w każdej chwili do walki.
- Najpierw twoja odpowiedź, Snape.
- Doskonale. - Severus rozsiadł się wygodniej w fotelu, zupełnie nie przejmując się groźną pozą Rosjanina, nie ukrywał też satysfakcji malującej się na jego twarzy. - Nie ma jej tu, wyjechała i wróci jutro. Skoro o tym nie wiesz to, najwyraźniej, ona ma zupełnie odmienne zdanie co do swojej przynależności.
- Dokąd wyjechała? - Gardłowy, złowrogi warkot w niczym nie przypominał miłego i zrelaksowanego głosu, którym posługiwał się zazwyczaj.
Mistrz Eliksirów wzruszył obojętnie ramionami.
- Gdzieś za granicę, byłeś taki pewien siebie, mówiąc, że masz ją w garści... uznałem więc, że zabrałeś ją ze sobą. Najwyraźniej mocno się przeliczyłeś, mocno.
~*~
betowała Alex za co jej pięknie dziękuję
~*~
bardzo Was proszę o komentarze, krew mnie zalewa kiedy porównuję ilość wejść do ilości Waszych opinii
jednocześnie dziękuję wszystkim osobom, które komentują
~*~
nie przyzwyczajajcie się proszę do długości - to jest wypadek przy pracy i następne rozdziały będą zapewne o wiele krótsze
~*~
pozdrawiam,
atramaj