piątek, 24 maja 2013

rozdział 5

na wstępie chciałam Was przeprosić za tak długą przerwę, ale niestety nie dałam rady dodać rozdziału wcześniej

~*~

Hermiona pochyliła się nad bulgoczącym kociołkiem, sprawdzając konsystencję eliksiru. Była idealna, jak zawsze. Teraz trzeba było tylko dodać skórkę boomslanga i poczekać parę dni, by dodać ostatni składnik. Sięgnęła po słoik i zamarła. Był pusty.
Jak mogłam zapomnieć? Cholera jasna!
Rozejrzała się w panice po saloniku, jakby martwe ściany i meble mogły jej w czymś pomóc. Zacisnęła wargi, intensywnie myśląc.
Muszę ją dziś dodać, inaczej nie zdążę na czas. Na brodę Merlina! Skąd ja wezmę o tej porze skórkę boomslanga?!
- Snape! - na jej twarz wypłynął wyraz ulgi, który po kilku sekundach zastąpił grymas złości - Nie da mi jej, będzie mi docinać, dopytywać, a i tak mi jej nie da.
Zacisnęła zęby. Musiała mieć ten składnik.
- Niech go piekło pochłonie!
Wybiegła ze swoich komnat. Nie mogła pozwolić na to, by cokolwiek poszło źle, a już na pewno nie przez brak jakiejś ingrediencji. Szła szybko, w duchu dodając sobie odwagi. Dopiero będąc na korytarzu w lochach, zdała sobie sprawę z tego, że cały czas ma na sobie strój ze spotkania z Sergiejem. Z dezaprobatą spojrzała na swoje szpilki, których stukot rozbrzmiewał głośnym echem po pusych korytarzach.
Przeklęła w myślach swoją głupotę i rozejrzała się szybko, ale na szczęście nikogo nie było w pobliżu. Co prawda wątpiła, by dzisiejszej nocy jakaś kolejna grupa uczniów wałęsała się po zamku, a Severus Snape na pewno spał z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku po odjęciu olbrzymiej ilości punktów Gryfonom,była więc pewna, że go nie spotka, ale dopiero kiedy upewniła się, że jest sama, pozwoliła sobie na westchnienie ulgi. Wolała jednak niepotrzebnie nie ryzykować spotkania tu kogokolwiek, a obudzenie Mistrza Eliksirów było ostatnim na co miała ochotę. Zdjęła więc buty i odstawiła je w kąt korytarza. Rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i na palcach wsunęła się do klasy eliksirów, wykonała parę kroków w kierunku składzika i wyjęła zza peleryny różdżkę.
Zdejmowała powoli zaklęcia chroniące, zapamiętując dokładnie ich kolejność. Rozbawiło ją to, że nie zmieniły się od czasu, kiedy włamała się tu jako uczennica. Wtedy nie sprawiły jej większej trudności, a teraz usuwała je wręcz machinalnie. Nie były wszak specjalnie skomplikowane, ponieważ nie było takiej potrzeby. Postrach, jaki budził właściciel ingrediencji, był najlepszym zabezpieczeniem i najwyraźniej Severus Snape zdawał sobie z tego doskonale sprawę. Odszukała szybko skórkę boomslanga, wzięła tyle, ile potrzebowała i schowała do słoiczka, resztę odkładając na półkę. Mrucząc pod nosem zaklęcia, zaczęła nakładać czary zabezpieczające, w kolejności odwrotnej do ich zdejmowania.
Nawet nie zauważy, że ktoś tu był, a jutro w nocy wszystko zwrócę i będzie po sprawie, nikt się nie dowie.
Rzuciła ostatni czar i odetchnęła z ulgą, a na jej twarzy pojawił się mały uśmiech triumfu. Odwróciła się i zamarła.
Dwa metry przed nią, oparty o ścianę, stał Severus Snape.

~*~

Obserwował ją od dłuższego czasu. Zakładała zabezpieczające zaklęcia z taką pieczołowitością, jakby była pewna, że on nie zauważy włamania i dzięki temu ona uniknie konsekwencji. Kiedy skończyła, obróciła się z wyrazem triumfu na twarzy, który doskonale znał. Miała tę minę za każdym razem, gdy na lekcjach eliksirów perfekcyjnie wykonała swoje zadanie. Postanowił nie dać po sobie poznać, że zdaje sobie sprawę z jej obecności i rozglądał się dalej po sali, jakby w poszukiwaniu intruza.
Zauważyła go, oczy rozszerzyły jej się z przerażenia, a dłońmi zakryła odruchowo usta. Bała się, że oddech ją wyda. Naiwnie sądząc, że on jej nie widzi, zaczęła na palcach przemieszczać się w bok, w dłoni kurczowo ściskając słoiczek.
Najwyraźniej nie nauczyłaś się niczego na Wieży Astronomicznej, Granger. W takim razie pobawimy się trochę.
- Kto tu jest? Znajdę cię. - syknął.
Wyciągnął różdżkę i rozglądając się uważnie po pomieszczeniu, wyprostował się. Zaczął chodzić po klasie z jedną ręką schowaną za plecami. Udawał, że szuka, kątem oka obserwując ją cały czas.
- Pokaż się! - warknął.
Zadrżała, przyciskając mocniej dłonie do ust. Ruszył w jej stronę.
- Nie ukryjesz się przede mną! - musiał mocno zacisnąć szczęki, by nie wybuchnąć śmiechem, kiedy kobieta, w akcie desperacji, wdrapała się na jego biurko. Zaczął wycofywać się tyłem w kierunku drzwi, udając, że szuka i nasłuchuje.
Wystarczy.
- Jeszcze was dopadnę. - syknął.
Schował różdżkę do kieszeni, mamrocząc pod nosem przekleństwa i wyszedł, trzaskając drzwiami. Oparł się o ścianę w ciemnym kącie korytarza. Czekał. Hermiona zdecydowała się wyjść dopiero po paru minutach. Szła na palcach rozglądając się uważnie, a na jej twarzy powoli zaczął się pojawiać wyraz olbrzymiej ulgi.
- Czy to nie jest twoje, Granger? - z końca jego różdżki wystrzelił nikły promień zimnego, niebieskiego światła.
Podskoczyła, odwracając się gwałtownie.
Stał tuż za nią, w jednej dłoni trzymał różdżkę, a w drugiej jej buty. Uśmiechnął się wrednie i niespiesznie przejechał wzrokiem od jej nagich i zziębniętych stóp do ust, pokrytych już mocno startą, ciemnoczerwoną szminką.
Granatowa sukienka z lekkiej dzianiny przyjemnie podkreślała jej ciało. Długość tuż za kolano pozwalała podziwiać smukłe łydki, długi rękaw zwracał uwagę na delikatne dłonie i smukłe palce, a niezbyt głęboki dekolt, wycięty w łódkę, ukazywał kształtne ramiona i przyjemnie zarysowane obojczyki. Tak jak lubił, skromnie, ale pociągająco, pobudzając wyobraźnię. Usta miała lekko rozchylone w niemym przerażeniu. Poczuł przyjemny dreszcz pełznący mu po kręgosłupie. Koniuszkiem języka przejechał niespiesznie po górnych zębach, smakując jej strach unoszący się w powietrzu, który przyjemnie byłoby spić prosto z jej ciała. Uwielbiał takie chwile.
- Wytłumacz mi, jakim prawem kradniesz skórkę boomslanga z mojego magazynu. - jego cichy, zimny głos przeciął ciszę.
Hermiona zaczęła się wycofywać.
Postanowiła najwyraźniej grać głupią i udawać, że wcale jej tam nie ma.
- Widzę cię, możesz już przestać robić z siebie idiotkę. Rozumiem, że to może być trudne, jeśli ma się do tego naturalne skłonności, ale możesz chociaż spróbować udawać mądrą. - wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu, widząc złość w jej czekoladowych oczach - Finite incantatem - machnął różdżką, mając już dość tej szopki - Odpowiesz mi wreszcie? - spytał, gdy jej zaklęcie prysło, a ona musiała się pogodzić z faktem bycia przyłapaną.
- Przepraszam profesorze, ale... - zająknęła się i poruszyła niespokojnie, wyglądała na szczerze skruszoną - miałam zamiar odkupić i odnieść jutro, a dziś naprawdę potrzebuję tego składnika. - schowała słoiczek za plecy.
- Oczywiście...wszak to jest idealne wytłumaczenie kradzieży. - syknął, z satysfakcją obserwując rumieniec wstydu wstępujący na jej policzki - Wystarczyło poprosić...
- Gdybym to zrobiła, odmówiłby pan.
- To prawda. - odparł spokojnie, uśmiechając się ironicznie.
- Właśnie! - w jej głosie zabrzmiała nutka pretensji i złości.
- Co nie zmienia faktu, że żądam zwrotu mojej własności. - poczuł zimną satysfakcję, widząc jej zrezygnowanie. Jego dobry nastrój nie trwał jednak długo, ponieważ chwilę później Hermiona spojrzała na niego z uporem i pasją w oczach, po czym spokojnie i dobitnie powiedziała:
- Dostanie pan jutro całą paczkę tej skórki, a teraz przepraszam, ale spieszę się.
- Słucham? - warknął ze złością, ukrywając zaskoczenie.
- Przeprosiłam już. Nie zamierzam paść na kolana, błagając o litość. I ma pan rację, to moje. - wyrwała swoje szpilki z jego dłoni, wsunęła je szybko na stopy i odeszła, zostawiając Mistrza Eliksirów w niemym osłupieniu.

~*~

Droga Ginny!
Jest 3 nad ranem, a ja dalej nie mogę zmrużyć oka. Nawet sobie nie wyobrażasz, co mnie dziś spotkało! Pamiętasz, jak Ci opowiadałam o moich planach odnośnie stworzenia Klubu Pojedynków? Dalej uważam, że w Hogwarcie brakuje zajęć dodatkowych dla uczniów zainteresowanych poszerzaniem wiedzy i rozwijaniem umiejętności.. Jednakże nie wiem, czy moje plany są dalej aktualne. Dlaczego? Otóż Minerwa zdecydowała, że mam go prowadzić wspólnie z profesorem Snapem. Naprawdę nie rozumiem, co nią kierowało przy podejmowaniu tej decyzji! Oczywiście zdaję sobie sprawę z jego wybitnych umiejętności w dziedzinie pojedynków i obrony przed czarną magią (jak i zapewne samej czarnej magii. sądząc po książce, którą u niego widziałam) i nie mam zamiaru ich w najmniejszym stopniu kwestionować.
Niemniej jednak nie wyobrażam sobie współpracy z nim. Chciałam, by to były zajęcia prowadzone w przyjaznej atmosferze, a naprawdę nie sądzę, bym była w stanie je tak poprowadzić, czując na sobie jego szydercze i niechętne spojrzenie (zapewne nieprzyjemnych komentarzy także sobie nie podaruje).
Minerwa nie ustaliła co prawda terminu, w jakim spotkania mają się rozpocząć, więc mogłabym darować sobie zakładanie Klubu - byłoby to zapewne bardzo racjonalne rozwiązanie, które zadowoliłoby przede wszystkim samego profesora.
Jednak z drugiej strony, zależało mi na prowadzeniu tych zajęć, a ostatnio przyłapałam sporą grupkę uczniów na nauce Obrony po godzinach – więc jakieś zainteresowanie też by pewnie było.
Jest mnóstwo argumentów przemawiających zarówno za jednym, jak i drugim rozwiązaniem i naprawdę nie mogę zdecydować, co począć.
Dodatkowo przyłapał mnie dziś na kradzieży! Tak, dobrze przeczytałaś. Kradzieży! Skończyła mi się skórka boomslanga do eliksiru, a musiałam ją dodać tej nocy i zdecydowałam się pożyczyć ją z jego zapasów. Zamierzałam ją jutro zwrócić! Naprawdę byłam pewna, że nikt niczego nie zauważy...
Tragedia.
Całusy dla Ciebie i chłopaków;
Hermiona.

~*~

Hermiono!
Jesteś niepoprawna! Koniecznie spotkaj się ze mną w piątek o 20 w Trzech Miotłach! Musimy pogadać! I to jak najszybciej!
Ginny.
p.s.
Harry mówi, że sprezentuje Ci Mapę Huncwotów i śle buziaki.

~*~

Weszła do Trzech Mioteł i rozejrzała się po gwarnym otoczeniu rozbawionych wiedźm i czarodziejów. Podeszła do baru, zamówiła kremowe piwo i zajęła miejsce przy stoliku. Po chwili kelnerka przyniosła jej zamówienie i Hermiona spokojnie upiła łyk pienistego napoju. Podejrzewała, że Ginny przyjdzie spóźniona, jak zwykle o co najmniej kwadrans. Wyjęła z torby książkę i zagłębiła się w lekturze.
- Tylko ty zabierasz olbrzymie tomiska do knajpy. - usłyszała nad sobą radosny głos przyjaciółki.
- Oczywiście, tylko wtedy, kiedy spotykam się z tobą. Zawsze się spóźniasz. - Hermiona zamknęła książkę i uśmiechnęła się, widząc lekki rumieniec na piegowatych policzkach pani Potter.
- Nieprawda, zdarza mi się mieć czasową obsuwę, jak wszystkim, ale nie notorycznie.
Hermiona uniosła powątpiewająco brew, patrząc na przyjaciółkę sadowiącą się właśnie na krześle.
- Harry zabiera ze sobą Proroka, Ron szachy, Luna Żonglera, a twoja mama zaprasza cię na obiad o pół godziny wcześniej niż całą resztę.
- Przesadzasz. - Ginny uśmiechnęła się szeroko i upiła łyk z kufla przyjaciółki - Miałam nadzieję, że przyprowadzisz naczelne ciacho Hogwartu.
- Naczelne ciacho Hogwartu? - Hermiona spojrzała zdziwiona na przyjaciółkę ponad kuflem piwa.
- Twojego Rosjanina oczywiście. Nie zaprzeczaj! Umiem czytać między wierszami, a nie oszukujmy się, piszesz o nim bardzo niewiele. Twoje listy pełne są Nietoperza, a o słodkim Siergieju tylko odrobinę wspominasz i to bardzo rzadko. Na szczęście wzięłam sprawy w swoje ręce i zaprosiłam go tu na 21. - uśmiechnęła się szeroko, widząc szczere oburzenie na twarzy młodej pani profesor i zerknęła na zegarek - Mamy jeszcze trochę czasu. Do tej pory zdążysz mi opowiedzieć wszystko. Zacznij od swojej niezadowolonej miny.
- Wolałabym raczej posłuchać, co u ciebie i Harry'ego.
- Normalnie. Przestań się wymigiwać i opowiadaj.
Hermiona westchnęła, widząc, że nie ma sensu oponować i kontynuowała.
- Złapał uczniów na Wieży Astronomicznej i...
- Nie o nim! - Ginny była już wyraźnie poirytowana - Opowiadaj o Siergieju.
Hermiona zacisnęła niezadowolona usta i, żeby zyskać na czasie, upiła parę łyków piwa.
- Uczniowie go lubią, profesor Snape chyba też, Minerwa za nim nie przepada...
Młoda pani Potter prychnęła z irytacją.
- Doskonale wiesz, że nie o to pytam.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie mam pojęcia, co mogłabym ci powiedzieć.
- Cokolwiek! Umieram z ciekawości.
- Więc dobrze. - uniosła ręce w geście poddania i przewróciła oczami - Nie wiem, jest dla mnie zagadką. Raz mi się wydaje cudowny i wręcz nie mogę oderwać od niego oczu, a chwilę później zastanawiam się, co zrobić, by się odczepił. - wzruszyła ramionami - Opowiedz mi lepiej, co u ciebie w pracy. - wiedziała, że jeśli Ginny zacznie o tym mówić, to zapomni o wypytywaniu. Odkąd została asystentką redaktor naczelnej miesięcznika Czarownica, rzadko kiedy mówiła o czymś innym. Rzeczywiście, sekundę później została zasypana informacjami o wywiadach, planami najnowszych sesji mody i innymi tego typu informacjami, a panna Granger świadomie ją podpuszczała, zadając co pewien czas dodatkowe pytania. Ginewra zamilkła nagle, patrząc na coś znajdującego się za Hermioną, a jej oczy zalśniły.
- Moja słodka. - młoda pani profesor poczuła dłoń Siergieja na ramieniu, obróciła do niego twarz z niepewnym uśmiechem, a on posmyrał jej nos płatkami róży, którą przyniósł. Zaciągnęła się aromatem i uśmiechnęła szeroko.
- Witaj.
- Zapewne pani Ginewra Potter. - położył kwiat obok kufla Hermiony i wyciągnął dłoń w kierunku, wgapiającej się w niego z głupią miną, czarownicy - Siergiej Fiodorow, nauczyciel transmutacji i mężczyzna szalenie zapatrzony w pani przyjaciółkę.
- Ginny - uścisnęła jego rękę, uśmiechając się szeroko.
- Przynieść wam coś do picia? - spytał,odwieszając skórzaną kurtkę na krzesło.
- Piwo kremowe. Tutaj pijemy tylko to, taki zwyczaj. - Ginewra posłała mężczyźnie słodki uśmiech.
- Oczywiście.
Oddalił się, a Ginny prawie położyła się na stole, szepcząc do przyjaciółki – Cholera, kobieto jakie ty masz jeszcze wątpliwości? Przystojny, szarmancki, leci na ciebie i jeszcze romantyczny. W dodatku twierdzisz, że inteligentny. Ze świecą takiego trudno znaleźć!
- Przypominam ci, że jesteś mężatką. - Hermiona była szczerze rozbawiona zachwytami przyjaciółki.
- Przestań, to jest szczegół, a o szczegółach się zapomina. - machnęła lekceważąco ręką - Widziałaś jak jego tyłek wygląda w tych dżinsach? - rzuciła szybkie spojrzenie na Siergieja stojącego przy barze, a oczy jej rozbłysły iskierkami radości.
- Ginny!
- No dobra dobra, tylko żartuję. - wyszczerzyła zęby - Chociaż o pośladkach mówiłam poważnie. Kandydat idealny, przestań myśleć i doszukiwać się dziury w całym, rzadko się trafia takie ciacho. Jestem tylko trochę zawiedziona, mógł mi też coś przynieść. W końcu wiedział, że tu będę, prawda?
- Owszem, wiedziałem. - odezwał się Siergiej, stawiając kufle na stole. Obdarzył kobiety zadziornym uśmiechem, ale w jego oczach przez sekundę zamigotał zimny blask - Jednakże jest tylko jedna kobieta, którą mam chęć rozpieszczać. - splótł swoje palce z palcami Hermiony i usiadł obok - Dlaczego chciałaś mnie poznać Ginewro?
- Byłam ciekawa, Miona tak cię wychwalała, no może przesadzam, ale ona jest bardzo oszczędna w komplementowaniu ludzi.
- Czyżby? - przejechał palcami po dłoni Hermiony, zerkając na nią przelotnie.
- Owszem, jednak kilkakrotnie zachwycała się twoją inteligencją, a to przesądza sprawę.
- Zainteresowała cię moja inteligencja? - zakpił, unosząc sceptycznie brew.
- Oczywiście, że nie, chciałam cię zobaczyć na własne oczy, by się upewnić, czy sobie tego nie wymyśliła. Przystojny i dorównujący jej inteligencją? Praktycznie niemożliwe.
- Rozumiem, że nie istnieję? - uśmiechnął się zaczepnie.
- Merlinie, ależ się czepiasz! - zawołała rozbawiona - Istniejesz i zdecydowanie wolę cię na żywo niż na zdjęciu.
Roześmiał się. Podobała mu się bezpośredniość Ginny, a mając ją za swoją sojuszniczkę, wiele może zyskać. Objął ramieniem Hermionę i wtulił twarz w jej pachnące jaśminem loki.
Ginewra Potter obserwowała to, nie ukrywając swojego zadowolenia.

~*~

dziękuję Wam za wszystkie komentarze i jednocześnie
bardzo Was proszę o opinię, muszę wiedzieć, że ktoś to czyta

~*~

betowała Alex za co jej pięknie dziękuję

~*~

pozdrawiam
atramaj