poniedziałek, 18 marca 2013

rozdział 4


Spędziła przyjemny wieczór w towarzystwie Siergieja. Co prawda, jedzenie w Trzech Miotłach nie należało do najsmaczniejszych, ale nadrobili to rozmową. Dyskutowali zawzięcie o najnowszych odkryciach naukowych, osiągnięciach uczniów, sposobach nauczania i mugolskim kinie. Fiodorow okazał się być fanem twórczości Almodovara i zupełnie nie rozumiał jej fascynacji „Stowarzyszeniem Umarłych Poetów", więc lekko się posprzeczali, próbując przekonać się wzajemnie do swoich racji. Czuli się na tyle dobrze w swoim towarzystwie, że opuścili przybytek Madame Rosmerty dopiero przed północą.
Wracali niespiesznie do Hogwartu, obserwując czyste, nocne niebo i kontynuując dyskusję.
- Nie wierzę w żadne UFO i nie przekonasz mnie do tego - Hermiona prychnęła, pokazując tym, co sądzi o jego teorii.
- Wiem, ale lubię patrzeć na ciebie, kiedy wygłaszasz swoje naukowe przemyślenia - uśmiechnął się zadowolony, widząc jej zakłopotanie - Zimno ci, pozwolisz?
- Na co?
Zdjął swój płaszcz i okrył ją - Nie mogę pozwolić na to, byś zmarzła w moim towarzystwie - uśmiechnął się ciepło i otoczył ją ramieniem, przysuwając do siebie zdecydowanie acz delikatnie. Zarumieniła się, przeklinając w duchu swoje zażenowanie, była wszak dorosłą czarownicą i nie powinna zachowywać się jak niedoświadczona nastolatka. Nie mogła jednak nic na to poradzić, że w porównaniu do Siergieja zarówno Wiktor jak i Ron wydawali się być dziećmi w powijakach i żaden z nich nie umiał sprawić, by czuła się tak... kobieco. Przytuliła się do mężczyzny i pozwoliła prowadzić się w kierunku zamku. Wyraźnie czuła zapach jego wody kolońskiej, odrobinę zbyt słodkiej jak na jej gust, ale w tym momencie wydającej się być idealną. Zatopiła się we własnych myślach.
Była pewna, że jest dla niego atrakcyjną kobietą. Ten wieczór nie pozostawiał jej żadnych wątpliwości. Tak wielu komplementów nie słyszała chyba nigdy w życiu, a zachowanie Siergieja było nienaganne. Robił absolutnie wszystko, by sprawić jej przyjemność i by czuła się komfortowo. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie jego dłoni na swoich ramionach, kiedy pomagał jej zdjąć płaszcz. Momentów, w których szukał z nią fizycznego kontaktu, choćby najmniejszego, jak niby przypadkowe zetknięcie dłoni nad filiżanką. Bynajmniej nie narzucał się jej, mogła zawsze się wycofać, odsunąć. Adorował ją. Wyraźnie czuła, że to on jest dla niej, a nie ona dla niego. Księżniczka. Powąchała płatki herbacianej róży, którą od niego dostała. Jej aromat był niezwykły... świeżo skoszona trawa i pergamin, jedno z tych pięknych, małych zaklęć, które tak doceniała.
- Jesteś pewna, że nie chcesz bym odprowadził cię do komnat? - wyrwana z zamyślenia rozejrzała się. Uśmiechnął się, widząc to i pogładził ją dłonią po karku.
Stali na błoniach, w bezpiecznej odległości od wierzby bijącej, ale jednak skryci za nią.
- Wolę uniknąć plotek, a obrazy są niezwykle wścibskie i gadatliwe, przecież o tym wiesz.
- Cóż, mam nadzieję, że kiedyś przestaniesz się mnie wstydzić – odparł, udając lekkie zasmucenie.
- Wiesz, że nie o to chodzi - zaperzyła się.
- Przyznam, że nie jestem o tym przekonany. Nie znam cię zbyt dobrze Hermiono - przysunął ją bliżej do siebie, spoglądając prosto w jej czekoladowe oczy - Pozwolisz mi się poznać? Bardzo bym tego chciał - kciukiem niespiesznie starł z jej policzka nieistniejący pyłek i z zadowoleniem przyglądał się jej lekkim rumieńcom. Zabierając dłoń powoli przesunął palcem od jej policzka przez prawy kącik ust i brodę.
Zadrżała pod tą delikatną pieszczotą.
- Przecież nie zabraniam ci mnie poznawać - roześmiała się.
- Utrudniasz to jednak - odparł z lekką nutą smutku.
- Czyżby?
Nachylił się do jej ucha - Hermiono... - szepnął. Czekała aż będzie kontynuował, ale nie powiedział już ani słowa.
- Słucham? - obróciła głowę w bok, by móc spojrzeć w jego oczy. Wpatrywał się w nią w skupieniu, a lekki uśmiech błąkał mu się na ustach.
- Chciałbym poznać smak twoich ust – szepnął, nachylając się ku niej. Musnął przelotnie jej wargi swoimi i wyprostował się.
- Cóż... - odezwała się po chwili, pragnąc przerwać tę, jak dla niej, krępującą ciszę. Czuła się zażenowana tym, że nie wie jak się w tej sytuacji zachować, mogła go oczywiście zaprosić do siebie na co zapewne czekał, ale nie zamierzała tego zrobić - Dziękuję za przemiły wieczór Siergieju, dobranoc.
- Cudownych snów, Hermiono - uśmiechnął się do niej ciepło i szarmancko się jej skłonił.
Ruszyła w kierunku zamku, uśmiechając się do siebie. Przeszła parę kroków.
- Hermiono!
Kiedy usłyszała wołanie. Odwróciła się, by spojrzeć na mężczyznę, który stał tam, gdzie go zostawiła i prezentował się wręcz bajecznie w poświacie księżyca na tle Mrocznego Lasu. Podszedł do niej szybko i obejmując ją w talii, przysunął do siebie.
- Jestem zachwycony tym co poznaję - wymruczał i ponownie ją pocałował. Nie spieszył się, delektował przyjemnością, którą mu sprawiła, oddając pieszczotę. Po chwili odsunęli się od siebie by złapać oddech - Musisz iść księżniczko - pogładził palcami jej policzek - inaczej obawiam się, że nie dam rady wypuścić cię samej do sypialni - wymruczał wprost w jej usta. Pocałowała go przelotnie i odeszła, czując jak palą ją policzki, a przyjemne ciepło rozlewa się gdzieś w okolicach brzucha. Na wspomnienie wieczoru przygryzła lekko wargę w uśmiechu.
Nie spieszyła się wracając do zamku. Delektowała się przyjemną nocą, ciszą i słodkim uczuciem zadowolenia. Zatrzymała się, widząc jakieś migotliwe światełko na Wieży Astronomicznej. Zmarszczyła brwi niezadowolona, bo było zdecydowanie za późno na to, by jakikolwiek uczeń tam przebywał. Przyspieszyła, chcąc sprawdzić sytuację.
Wchodząc cicho po schodach wieży, rzuciła na siebie zaklęcie kameleona. Zamierzała najpierw dowiedzieć się, co oni tam robią, a dopiero potem wymierzać kary. Słyszała podniecone szepty uczniów i pełne przejęcia okrzyki, a kiedy znalazła się na szczycie wieży, zamarła ze zdumienia.
Osiemnastu uczniów z różnych lat i różnych domów siedziało na podłodze i wertowało książki. Ich różdżki leżały na podłodze obok swoich właścicieli.
Oni się uczą!
- Koniecznie expelliarmus! To ulubione zaklęcie samego Harry'ego Pottera - Tom Moor, puchon z szóstego roku, podał trzeciorocznej krukonce pióro.
Stella McConery i jej przyjaciółka Anna pisnęły zafascynowane nowo poznaną informacją o ich idolu.
- Skąd wiesz? - Izabela wpisała zaklęcie na listę.
- Tata mi powiedział, też walczył w bitwie o Hogwart, jest aurorem - chłopak wypiął dumnie pierś. Hermiona uśmiechnęła się, kiedy w jej umyśle pojawiły się wspomnienia Gwardii Dumbledore'a.
- Posłuchajcie tego - powiedziała z przejęciem Kate Eliot zapatrzona w wielką księgę - Patronus, rodzaj pozytywnej energii służącej do...
- Kogo my tu mamy? - pełne zimnej pogardy syknięcie nie mogło należeć do nikogo innego.
Snape.
Uczniowie zamarli, wpatrując się w jego górującą postać, a sama Hermiona odruchowo skuliła się w sobie. Nie widział jej, ale mimo to czuła się jak mała, przerażona istotka, w dodatku zupełnie bezbronna, a gdy spojrzał prosto w jej stronę, zamarła.
- Długo jeszcze zamierzasz udawać, że cię tu nie ma, Granger?
Przełknęła ślinę ze zdenerwowania i przestrachu.
Jak on śmie się tak do mnie zwracać?! I to przy uczniach! Zacisnęła wargi w bezsilnej złości i skrzyżowała ręce na piersiach. Była niewidoczna i mogła sobie choć przez moment pofolgować, przewróciła więc oczami z lekceważącą miną, która zmieniła się szybko w wyraz zaskoczenia, kiedy kącik ust mężczyzny zadrżał odrobinę, jakby zamierzał się roześmiać. Zamrugała.
Wydawało mi się, przecież on nie może mnie widzieć.

~*~

Ledwo powstrzymał się od parsknięcia śmiechem.
Ona na prawdę myśli, że jej nie widzę.
Wyglądała jak małe, wściekłe, rozpieszczone i rozkapryszone dziecko, a kiedy zrobiła minę obojętnej księżniczki, wręcz oniemiał. To było, na swój pokrętny sposób, urocze. Skrzywił się niezadowolony, nie znosił tego słowa, było takie... nie w jego guście, nie powinno się pojawiać w jego myślach, zwłaszcza w związku z kobietą, której szczerze nie znosił.
Cofnęła zaklęcie, a uczniowie wydali gromadne - Och!
- Skoro to ja ich pierwsza znalazłam, ja ich ukarzę. Nie musi pan profesor zaprzątać sobie nimi głowy – powiedziała, siląc się na uprzejmy ton.
- Żartujesz Granger? Z przyjemnością odejmę punkty twoim pupilkom i bądź pewna, że dyrektorka dowie się o twojej akceptacji dla tych nocnych eskapad. - mruknął z zadowolenia, kiedy oblała się rumieńcem, a w jej oczach zadrgały ogniki niepewności.
Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Minerwa nie akceptuje uczniów wałęsających się nocą po zamku, a jeśli dodać do tego wieżę astronomiczną i ilość bachorów... zemsta będzie słodka. Wykorzystał jej chwilową nieuwagę i warknął.
- Minus pięćdziesiąt punktów dla każdego z was i jazda do dormitoriów! Następnym razem będzie po sto, przeklęci idioci!
Zbladła. Jej dom właśnie stracił trzysta pięćdziesiąt punktów tylko dlatego, że nie zareagowała od razu i dała się ponieść wspomnieniom. Spojrzała ze smutkiem na swoich podopiecznych opuszczających wieżę. Jedna z dziewcząt płakała.
Poczekała aż zostaną sami i spojrzała ze złością na Mistrza Eliksirów.
- Nie zgadzam się! To jest jawna dyskryminacja! – krzyknęła, zapominając o tym, że miała zachować przy nim spokój.
- Dyskryminacja? To nie moja wina, że twoi ulubieńcy są tak nieodpowiedzialni, by jednej nocy pogrzebać szansę na zdobycie pucharu domów. Teraz zapraszam ze mną. Minerwa, już nas oczekuje – ruszył, powiewając szatami, z grymasem mściwej satysfakcji na twarzy.
Pozbędę się jej raz na zawsze z tego zamku i nikt więcej nie wyprowadzi mnie z równowagi.
W tej chwili był szczęśliwy. Los dał mu prawdziwy prezent tej nocy. Zadbał o to, by Slytherin znów wygrał puchar domów, upokorzył doszczętnie Gryfonów, z ich opiekunką na czele, a wisienką na torcie miało być jej dyscyplinarne zwolnienie. Idealnie.
Szedł tak szybko, że ledwo za nim nadążała.
- Profesorze niech pan poczeka.
- Nie zamierzam.
- Musimy porozmawiać.
- Rozmawiamy.
- Pomówić o tym, co wydarzyło się na wieży.
- Oczywiście, że to zrobimy, ale w gabinecie dyrektorki.
Minerwa McGonagall siedziała za swoim biurkiem, nie ukrywając niezadowolenia z zaistniałej sytuacji.
- Usiądźcie. Portrety przedstawiły mi już pobieżnie całą sprawę, która rzeczywiście jest skandaliczna, ale nie sądzę, by wymagała przedyskutowania jej ze mną - zastukała palcami w drewniany blat – Severusie, czy mógłbyś mi wyjaśnić, dlaczego uznałeś za niezbędne wyrwanie mnie ze snu? - Hermiona poruszyła się niepewnie na krześle, czując się jak uczennica, która zaraz ma dostać szlaban.
- Pomyślałem, że życzyłabyś sobie zostać powiadomiona o tym, że panna Granger pochwala ich nocne eskapady – Snape usiadł wygodnie na krześle i spojrzał na dyrektorkę z wyższością.
- Nieprawda! - Hermiona poderwała się z miejsca, rzucając mu oburzone spojrzenie.
- Zarzucasz mi kłamstwo? - warknął.
- Raczej złą interpretację sytuacji. - wzięła głębszy wdech, by kontynuować już spokojniejszym tonem - Minerwo, znalazłam ich niecałą minutę przed profesorem Snapem, nie zareagowałam od razu, ponieważ w przeciwieństwie do mojego starszego kolegi - uśmiechnęła się nieznacznie, słysząc jego wściekłe syknięcie - zauważyłam co robili ci uczniowie i poczułam się zaintrygowana. Zamierzałam właśnie ujawnić swoją obecność, kiedy...
- Nonsens! Stała tam i wcale nie miała ochoty tego przerwać, założę się, że wspominała tę swoją żałosną Gwardię Dumbledore'a. Banda dzieciaków wymachująca bez ładu i składu różdżkami.
- Wcale nie była żałosna!
- Najbardziej żałosna i żenująca organizacja, która powstała w murach tej szkoły, może poza tą twoją wszą - skrzyżował ręce na torsie.
- Stowarzyszeniem Walki o Emancypację Skrzatów Zniewolonych – ostatkiem woli powstrzymała się przed krzykiem, zaciskając dłonie na różdżce, na co on prychnął pogardliwie.
- Wystarczy! - Minerwa McGonagall oddychała szybko, najwyraźniej próbując zachować spokój. Zamilkli i spojrzeli na dyrektorkę - Hermiono, czego oni się tam uczyli?
- Obrony przed czarną magią.
- Skoro mają taką nauczycielkę, to trudno się dziwić, że muszą uczyć się sami.
- Severusie! - McGonagall nie mogła uwierzyć w zachowanie tej dwójki.
- Ostrzegałem cię, że popełniasz błąd. Mówiłem, żebyś jej nie zatrudniała. Takie są konsekwencje tego, że nie posłuchałaś mojej rady.
Hermiona zerwała się z krzesła.
- Ja tutaj jestem, profesorze! - krzyknęła.
Mężczyzna machnął ręką, zupełnie ją lekceważąc.
- Jak śmiesz! Ty...ty...och! - opadła na krzesło, zaciskając usta, by nie wykrzyczeć mu w twarz, co o nim sądzi.
- Silencio - Minerwa odłożyła spokojnie różdżkę, nie zwracając uwagi na ich pełne oburzenia spojrzenia - Prosiłam was grzecznie o ciszę, a teraz wysłuchacie tego, co ja mam do powiedzenia. Obydwoje. - spojrzała ostro na mężczyznę, który najwyraźniej zamierzał opuścić jej gabinet - Ilość odjętych punktów, choć przerażająca, jest słuszna. Osobiście odejmowałam po 50 punktów za takie wykroczenia. Wszyscy tutaj wiemy, że twoje zarzuty wobec profesor Granger są, delikatnie mówiąc, przesadzone, a więc ta kwestia także nie będzie podlegać dyskusji. Jednakże, to jeszcze nie wszystko. - zawiesiła na chwilę głos i przyjrzała się im uważnie - Skoro uczniowie mają potrzebę poszerzania swojej wiedzy ponad program, uważam, że naszym obowiązkiem jest im to umożliwić i udzielić pomocy w tym zakresie. - Hermiona podniosła rękę, chcąc coś powiedzieć - Słucham? Och tak, wybacz, już cofam zaklęcie.
- Myślałam o prowadzeniu czegoś na kształt Klubu Pojedynków – uśmiechnęła się nieśmiało, obawiając się usłyszeć od Mistrza Eliksirów jakiegoś sarkastycznego porównania do Lockharta, ale ku swojemu zaskoczeniu żadne takowe nie nastąpiło.
- Doskonały pomysł, właśnie miałam coś takiego zasugerować. Kiedy mogłabyś zacząć?
- Sądzę, że w ciągu przyszłego tygodnia powinnam już ustalić czas i miejsce spotkań tak, by wszyscy uczniowie mieli możliwość uczestnictwa, oraz wywiesić ogłoszenia.
- Cudownie, w takim razie profesor Snape będzie współprowadzącym. Na pewno się przyda.
Hermiona wciągnęła głęboko powietrze, nie kryjąc oburzenia, a Mistrz Eliksirów wstał gwałtownie z krzesła, kipiąc ze złości.
- Nie mam najmniejszego zamiaru spędzać z nią ani z tymi bachorami ani minuty dłużej, niż jest to absolutnie konieczne.
- Wyjątkowo zgadzam się z profesorem - szepnęła.
- Cudownie, widzę że wasza współpraca zaczyna się od porozumienia - Minerwa McGonagall zacisnęła wargi, by powstrzymać się przed wrednym uśmiechem - Mam nadzieję, że przełoży się to także na inne aspekty waszych relacji.
Wsunął dłonie do kieszeni, wyraźnie powstrzymując się przed rzuceniem klątwy na którąś z kobiet. - Przypominam, że nauczam w tej szkole eliksirów, a to nie ma nic wspólnego z głupim machaniem różdżkami.
- Próbujesz zasugerować, że nie jesteś kompetentny w dziedzinie obrony przed czarną magią lub pojedynkach? Zapominasz, że doskonale znam twój życiorys, mój drogi. Możliwe jednak, że uwierzyłabym ci Severusie, naprawdę, ale... - roześmiała się serdecznie, chrząknęła i kontynuowała, głosem drżącym z rozbawienia - czy to nie ty przypadkiem zostałeś honorowym członkiem Światowej Rady do Spraw Zwalczania Czarnoksięstwa?
- Pani dyrektor, nie ma potrzeby zajmować cennego czasu profesora. Jestem pewna, że znajdę kogoś chętnego - wtrąciła się szybko Hermiona, dla której perspektywa współpracy z jej byłym nauczycielem była, delikatnie mówiąc, niepokojąca.
- Fiodorow będzie cię całować po stopach, jeśli mu to zlecisz, Minerwo. - Hermiona skwapliwie pokiwała głową, zagryzając jednocześnie dolną wargę w bezskutecznej próbie powstrzymania rumieńca.
- Decyzja została podjęta. Życzę wam owocnej współpracy. A teraz proszę, udajcie się do łóżek. W ciszy.
Mistrz Eliksirów opuścił jej gabinet, trzaskając drzwiami tak mocno, że obrazy dyrektorów zadrżały. Tuż za nim wyślizgnęła się cicho nauczycielka obrony ze zrezygnowaną i przestraszoną miną.
Portret Albusa Dumbledore'a zaczął chichotać.

~*~

betowała Alex

~*~

konsultowała Witch za co jej bardzo dziękuję

~*~

bardzo Was proszę o komentarze, to dla mnie niezwykle ważne

czwartek, 7 marca 2013

rozdział 3


Severus usiadł w skórzanym fotelu i spojrzał zamyślony w ogień. 
Możliwe, że odrobinę przesadził w związku z tą małą McConery, ale skąd miał wiedzieć, że zareaguje w tak histeryczny sposób? Oczywiście, Granger, mogła przesadzić mówiąc o stanie dziewczynki, ale był dziwnie pewien, że tego nie zrobiła. Nie należała do ludzi przesadnie nadwrażliwych i, pomimo jej tendencji do bronienia słabszych i uciśnionych, potrafiła spojrzeć na sytuację chłodnym, rzeczowym okiem. Jednakże nic nie usprawiedliwiało jej żenującego zachowania, tej głupiej, bezkrytycznej odwagi. 
Czy naprawdę sądziła, że jest w stanie w jakikolwiek sposób naruszyć moją pozycję w tym zamku? 
Uśmiechnął się ironicznie, przypominając sobie jej nieudolną próbę zastraszenia go. Jakiż to był żenujący, dziecinny sposób na osiągnięcie zamierzonego celu. Dziecinny i żałosny. Jednak niechętnie musiał przyznać, że gdyby na jego miejscu znajdował się ktoś inny to zapewne szantaż by jej się udał. Ale straszyć jego?
Idiotka. 
Sięgnął po szklankę z bursztynowym płynem. Upił łyk i machnięciem dłoni przywołał do siebie Najsilniejsze trucizny, by wyjąć zza okładki fotografię. Przyzwyczaił się już do tej drobnej słabostki, którą była konieczność zerknięcia na postać Hermiony ze zdjęcia. Czytała książkę leżąc na dywanie przed kominkiem, marszczyła lekko nos z irytacji, zauważył już wcześniej, że robi tak jeśli czegoś nie do końca rozumie. Minutę później uśmiechnęła się szeroko i zamachała nogami, a on domyślił się, że znalazła rozwiązanie. Postukał lekko palcem w brzeg zdjęcia, zwracając na siebie jej uwagę. Spojrzała mu prosto w  oczy i uśmiechnęła się miło, odrobinę nieśmiało, pomachała mu i wróciła do lektury. Podobało mu się w niej to, że nie zajmowała się nim przesadnie długo, czasem próbowała mu coś wytłumaczyć, czasem pokazywała coś w książce, czy też wypijała z nim lampkę wina, ale zazwyczaj witała się po prostu i wracała do swoich zajęć. Żadnego natręctwa i sztucznej serdeczności. 
Gdyby w rzeczywistości zachowywała się w ten sposób byłaby nawet znośna. 
Upił łyk alkoholu i obserwował czytającą kobietę z fotografii. Delektował się ciszą i spokojem.
Nie zauważył, kiedy ten moment stał się dla niego swoistym wieczornym rytuałem, przyjemnością. Ukojeniem.
Codziennie, od trzech tygodni, zastanawiał się dlaczego ogląda ją co wieczór. Bezskutecznie. Zrozumienie nie przychodziło, a dziś doszła następna wątpliwość. 
Dlaczego, na Salazara, pozwoliłem jej tu wejść i mówić? Doskonale wiedział do czego zmierza, a jednak słuchał jej przewidywalnego monologu. Odczuwał nawet pewien rodzaj przyjemności, obserwując jej wzburzenie i nieświadome fizyczne reakcje, takie jak ostre unoszenie brwi czy zagryzanie dolnej wargi. 
Schował fotografię i dopił whisky. Nie zamierzał się nad tym zastanawiać, nie miał powodów, by zaśmiecać swój umysł niepotrzebnymi drobiazgami, a zachowanie tej rozkapryszonej pannicy stanowczo się do nich zaliczało. 
Wstał i sięgnął po czarny płaszcz. Miał wolny wieczór, mógł go wykorzystać w bardziej konstruktywny sposób.

Lubił dziwki. Nie zadawały pytań, poza pieniędzmi nie oczekiwały niczego, a już zwłaszcza okazywania emocji. Miał kilka swoich ulubionych, które co jakiś czas odwiedzał. Piękne, inteligentne, luksusowe kobiety, które świadomie wybrały ten sposób zarobku. Drogie, owszem, ale były tego warte. Wiedziały co lubi i czego oczekuje, nigdy nie przekraczały określonych granic, a jednocześnie można było z nimi wymienić parę inteligentnych, niezobowiązujących uwag, kiedy zmęczeni leżeli w zmiętej pościeli jakiegoś drogiego, mugolskiego hotelu. Profesjonalistki. 
Seks traktował jak jedną z podstawowych potrzeb biologicznych organizmu, zwykłą czynność, która dla niego nie miała nic wspólnego z uczuciami. Doskonalił się w niej, owszem, był przecież perfekcjonistą. Spotykając się na jedną noc z przypadkowymi kobietami, uczył się dawać im rozkosz, uzależniać od swojego dotyku, ale nigdy nie dał żadnej z nich drugiej nocy w swoim towarzystwie. Nigdy też nie przykładał specjalnej wagi do wyboru partnerki, były dla niego narzędziami służącymi do zaspokojenia jego własnych potrzeb. Do dziś. Tej nocy, żadna z jego ulubionych prostytutek nie była odpowiednia. Odwiedził wiele mugolskich lokali, szukając, aż jego uwagę przyciągnęła młoda dziwka w zielonej sukni uszytej ze sztucznego jedwabiu. Brązowe loki sięgały jej ramion. Wyglądała na nową w tym fachu, w spojrzeniu błękitnych oczu miała jeszcze odrobinę niewinności, której próżno było szukać u tych bardziej doświadczonych. 
Siedziała przy barze jakiegoś zakurzonego pubu i sączyła drinka wodząc wzrokiem po sali. Podszedł do niej i przyjrzał się jej uważniej. Uśmiechnęła się do niego zalotnie i zatrzepotała rzęsami, próbowała nawet posłać mu pociągające spojrzenie, ale niespecjalnie jej to wyszło.
Prawie idealna. 
Wyjął z kieszeni plik banknotów i rzucił jeden barmanowi, płacąc za jej drinka. 
- Wolałbym zmienić miejsce - nie czekając na odpowiedź, wskazał jej ręką drzwi na znak by poszła przodem, schował resztę pieniędzy i ruszył za nią.
Niespełna pół godziny później znaleźli się w hotelowym pokoju. Zdjął płaszcz, wyjął z barku buteleczkę wódki, którą szybko opróżnił. 
- Więc na co masz ochotę? - wymruczała i sięgnęła do guzików jego koszuli.
- Dowiesz się, ale najpierw załóż to - warknął. Kiedy jej błękitne tęczówki skryły się za brązowymi soczewkami, poczuł się usatysfakcjonowany.

Nad ranem, Severus Snape wrócił do Hogwartu zirytowany, niespełniony i zniesmaczony swoim postępowaniem. Nie spał całą noc, pomimo że pozbył się tej młodej dziwki po niecałej godzinie trwania jej , niewartych złamanego knuta, usług. Marzył tylko o świętym spokoju i eliksiru na kaca, a ostatnia osoba, którą chciał teraz oglądać stała pod drzwiami jego gabinetu i najwyraźniej zamierzała zapukać. Usłyszała jego kroki i spojrzała niepewnie.
O ton za ciemne soczewki, pomyślał i zmierzył ją niechętnym spojrzeniem.
Podeszła, zagryzając niepewnie dolną wargę.
- Profesorze, chciałabym przeprosić, nie powinnam... 
Uciszył ją niecierpliwym gestem dłoni.
- Rozumiem, że wycofuje pani swoje oskarżenia, panno Granger - syknął.
- Podtrzymuję. Przepraszam za sposób, w jaki próbowałam pana przekonać do swojego zdania, co nie zmienia faktu, że dalej nie podoba mi się pańskie zachowanie wobec panny McConery - milczał patrząc na nią jak na wyjątkowo niemile widzianego i upierdliwego interesanta. 
Zawahała się. Oczywiście idąc tutaj spodziewała się z jego strony podobnego zachowania, byłaby wyjątkowo naiwna mając nadzieję na to, że profesor Snape w jakikolwiek sposób zechce jej ułatwić rozmowę. Jednak jej wyobrażenie jego reakcji było niczym w porównaniu z tym zimnym i niechętnym spojrzeniem czarnych oczu, a grymas zniesmaczenia na jego ustach powodował u niej uczucie upokorzenia. Przez moment miała ochotę stamtąd uciec i nigdy więcej nie mieć styczności z tym mężczyzną. Odwrócić się na pięcie i odejść, udawać że nic się nie wydarzyło. Była jednak na to zbyt dumna. 
Wzięła głębszy oddech i kontynuowała. 
- Przyszłam tutaj w nadziei znalezienia jakiegoś konsensusu, nie zamierzałam pana obrażać, jeśli poczuł się pan urażony to bardzo przepraszam...jest mi niezmiernie przykro. 
- Zdajesz sobie sprawę, Granger, że szantaż w tej szkole jest zabroniony? - wsunął dłonie do kieszeni płaszcza i z przyjemnością zauważył jak marszczy brwi w niezadowoleniu. 
Wiedziała, że ją lekceważy.
- Tak samo, jak grożenie uczniowi otruciem - skrzyżowała ręce na piersiach i spojrzała mu twardo w oczy. 
Głupia Gryfońska buta, żadnego instynktu samozachowawczego. Skrzywił się, ominął ją pilnując by nie zahaczyć jej nawet skrajem szaty.
- Żegnam, Granger - warknął i wszedł do swoich komnat zatrzaskując za sobą drzwi. 
Odetchnął i poszedł do łazienki, zrzucił mugolskie ubrania i wszedł pod prysznic. Chłodna woda pomagała mu zapanować nad emocjami, a tych miał w sobie zdecydowanie za dużo. Zacisnął pięści i zamknął oczy, pozwalając lodowatej wodzie spływać po swoim napiętym ciele.
Co ja sobie myślałem, szukając dziwki tak podobnej do tej irytującej smarkuli? 
Wiedział, że w nocy nie myślał, szedł za zwierzęcą żądzą, która nie została w pełni zaspokojona. 
Nienawidził nie mieć kontroli nad sytuacją.
Opanowując zmysły, opanował umysł i ciało. Był ponad niskie, osłabiające pobudki, tak charakterystyczne dla ludzkości. Dominował.
Zdarzały się jednak dni, w których okoliczności zmuszały go do przyznania, że jest tylko człowiekiem, że dopiero śmierć pozwoli mu zapanować nad samym sobą. Momenty, w których chłodny umysł nie nadążał za gorącym instynktem. 
Oparł czoło o szklaną ścianę prysznica i otworzył oczy. 
Rozpierała go furia. 
Wydał z siebie cichy, gardłowy warkot.

~*~

Droga Ginny! 

Profesor Snape doprowadza mnie do szału! 
Zapominam przy nim o wszystkich konkretnych i sensownych argumentach, które sobie przygotowałam i zachowuję się wręcz irracjonalnie. Możesz sobie wyobrazić, że wczoraj wieczorem próbowałam go szantażować?! Oczywiście, miałam powody do złości, ale takiego zachowania po sobie bym się nie spodziewała. Gdzie się podział mój rzeczowy i chłodny umysł? Szantażem próbować zmusić takiego mężczyznę do zmiany postępowania? Jak ja mogłam zrobić coś takiego?!
Zastanawiam się nawet czy on nie wysysa ze mnie wszelkiej mojej inteligencji...
Wiem, że nie. Oczywiście. Jednakże, jestem po prostu sobą rozczarowana. 
Poszłam do niego dziś rano, z zamiarem przedyskutowania wszystkiego na spokojnie. Liczyłam na to, że niedzielny poranek i śliczna pogoda podziałają na niego chociaż odrobinę relaksująco. Myliłam się...zatrzasnął mi drzwi przed nosem. 
Siergiej uważa, że nie powinnam się przejmować profesorem Snape'm. Cytując: "Gdybyś go naprawdę zdenerwowała, musiałbym stanąć w twojej obronie i zapewne skończyłbym w skrzydle szpitalnym". On ma tendencje do przesady, ale może kryje się w tym trochę racji? Nie sądzę, by profesor Snape rzucał klątwami na lewo i prawo, nie jest wszak aż tak impulsywnym człowiekiem, ale z drugiej strony, mam świadomość tego, że mogło się to dla mnie skończyć o wiele gorzej. Sama byłabym sobie winna. Siergiej sądzi, że moje zachowanie było przeurocze. To właściwie miłe, chociaż ja nie podzielam jego opinii. 
Wybieramy się jutro na kolację do Hogsmeade. Postanowiłam spróbować, co mi szkodzi? Przecież to zwykłe przyjacielskie spotkanie. Nie ciesz się tak! To nie jest randka!

Pozdrawiam,
Hermiona.

~*~

Siergiej przyjrzał się krytycznie swojemu odbiciu. Wyglądał świetnie, jak zawsze, ale nie był pewien, czy markowe ciuchy zrobią odpowiednie wrażenie na Hermionie. Obawiał się wręcz, że ją zniechęcą. Poprawił marynarkę. Zazwyczaj nie miewał problemów z doborem ubrań. Wystarczył mu jeden rzut oka na kobietę i wiedział, czy lepszy będzie garnitur od Armaniego czy też skórzana, motocyklowa kurtka. Jednakże Hermiona była dla niego zagadką, nie umiał jej rozgryźć do końca i dlatego każdy swój ruch musiał kilkukrotnie przemyśleć. Nie był pewien jak potraktowała jego zaproszenie. Jeśli zgodziła się na randkę, to garnitur był idealnym wyjściem, jeśli jednak na spotkanie koleżeńskie, może się poczuć niezręcznie, widząc go w tak oficjalnym stroju. Jednakże, jeśli odebrała ten wieczór tak jak on to sobie zaplanował i wybierze się na randkę, a on przyjdzie normalnie ubrany, może to przyjąć jako oznakę lekceważenia.
Wrzucił do sportowej torby parę ciuchów, kilka par butów i wyszedł ze swoich komnat. Podbramkowe sytuacje wymagają radykalnych środków, a jedyną osobą w tym zamku kompetentną w tej kwestii był Severus. Będzie oczywiście narzekał i zapewne się wścieknie, ale jego wiedza o savoir-vivre zaczerpnięta od Narcyzy była w tym momencie na wagę złota. Zszedł szybko do lochów i załomotał w grube, dębowe drzwi.
- Wejść!
Siergiej wszedł dziarskim krokiem do salonu i rozłożył ramiona.
- Niech cię ucałuję, człowieku! - zawołał z szerokim uśmiechem. Uwielbiał irytować przyjaciela, a robienie z siebie głupca było najłatwiejszym i najpewniejszym sposobem. 
- Oszalałeś do reszty? Czego chcesz? - Severus skrzywił się zniesmaczony i odłożył na bok wypracowanie, na którym widniało wielkie, czerwone T.
- Powiedz mi, jak wyglądam? - wyprostował się, poprawiając jedwabny, czarny krawat.
Zmierzył Rosjanina szybkim spojrzeniem i uniósł zaskoczony brwi - Wybierasz się na pogrzeb?
- Jest aż tak źle? - jęknął.
- Idealnie do trumny. - jego rzeczowy ton najwyraźniej mocno zmartwił Fiodorowa, który zamilkł na parę minut, potem jednak podskoczył i zawołał.
- Cholera, zostań tu, zaraz wracam - poszedł do łazienki, ściągnął marynarkę i krawat, zostawił spodnie od garnituru i błękitną koszulę, rozpiął dwa górne guziki, zmierzwił odrobinę włosy i wrócił do salonu - Teraz jak?
- Popieprzyło cię, Fiodor? 
Dlaczego on nigdy nie bierze mnie na poważnie? Przecież wie, że nie jestem idiotą, chyba... - Znowu źle? Wydawało mi się, że w tych spodniach mój tyłek prezentuje się świetnie - obrócił się tyłem  do gospodarza - Co sądzisz? 
- Na trzeźwo tego nie zniosę - Mistrz Eliksirów sięgnął po whisky.
- Pytałem cię o opinię, to ważne. Ta koszula jest na pewno dobra, ale czy fryzura, może więcej żelu?
- Znowu paliłeś to mugolskie świństwo? 
Wiedział doskonale o co chodzi Mistrzowi Eliksirów, ale wolał nie wracać do tamtej sytuacji, nawet w myślach.
- Co sądzisz o butach? Te są chyba za eleganckie, może te? Albo te? - blondyn wyjął z pudełek dwie pary prawie identycznych półbutów.
- Idź boso.
- Co?! No wiesz... mógłbyś chociaż spróbować mi pomóc. 
- Czyli nie mugolskie zioła - mina gospodarza nie była zachęcająca, a cichy warkot, którym rzucał swoje komentarze, był co najmniej przerażający i ostrzegawczy. Siergiej jednak nie zamierzał zrezygnować.
- Człowieku! Im szybciej mi pomożesz, tym szybciej się mnie pozbędziesz. Więc co z tymi włosami?
Drętwota. Dobrze, a teraz słuchaj mnie uważnie - syknął - kiedy cofnę zaklęcie, masz mi natychmiast wytłumaczyć, co ci strzeliło do tego pustego łba. Jeżeli nie będę usatysfakcjonowany twoją odpowiedzią, rzucę na ciebie coś paskudnego. Zacznę od Sectumsempry. Gadaj.
- Mam randkę z Hermioną i nie mam pojęcia co jej się spodoba – odpowiedział szybko i westchnął widząc rozbawienie na twarzy Severusa - No co?
- Zachowujesz się jak nastoletni prawiczek, a z tego co wiem, to masz 39 lat i sporo złamanych kobiecych serc i cnót za sobą.
- Owszem, ale teraz jest inaczej - Rosjanin usiadł w fotelu i zapalił cygaro - Nie chcę tego spieprzyć, rozumiesz?
- Sądziłem, że gustujesz w długonogich, chudych blondynkach z olbrzymim biustem, a teraz odstawiasz szopkę przed spotkaniem z zupełnie przeciętną panną.
- Nie jest przeciętna! To zdumiewająco inteligentna i interesująca kobieta, bardzo atrakcyjna.
- Zapominasz o tym, Fiodor, że cię dobrze znam, nie udawaj mi tu zauroczonego chłopaczka - zmarszczył brwi, nie znosił kiedy próbowano robić z niego głupca.
- Lubię ją, jest ładna i bystra. Będzie z niej świetna żona po paru korektach - mruknął, a na jego ustach pojawił się przelotny, zimny uśmiech.
- Jesteś pewien, że nie napoiła cię amortencją? - postanowił udawać, że nie wie nic o pobudkach Siergieja, wszak to nie była jego sprawa. 
- Nie drwij ze mnie Snape, powiedz po prostu czy jest dobrze - wstał i poprawił koszulę. Odpowiedziała mu cisza. Wiedział, że skoro nie usłyszał żadnego zjadliwego komentarza, jest nawet lepiej niż dobrze - Dzięki. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Spadam, nie chcę się spóźnić - opuścił w pośpiechu lochy i skierował się na błonia Hogwartu.

Tego wieczora Severus Snape długo obserwował sufit swojego salonu, gładząc nieświadomie okładkę Najsilniejszych trucizn. Zreflektował się dopiero po pewnym czasie i wyjął zza okładki fotografię. Patrząc na uśmiechniętą, spokojną i ufną Hermionę, przypomniał sobie znaczący uśmiech Siergieja. Zaklął i zgniótł szklankę w dłoniach. Nie przejął się bólem. 
Przeklęty Fiodor i te jego pieprzone arystokratyczne obowiązki.
Warknął zaciskając mocniej pięści i ignorując kawałki szkła wbijające się w jego skórę sięgnął po kolejną porcje whisky.
~*~
betowała Witch
~*~
na dole bloga dodałam subskrypcję, która będzie Was informować o nowych rozdziałach - jeśli macie chęć się zapisać, zapraszam; ja więcej nikogo informować nie będę
~*~
bardzo Was proszę o komentarze