Spędziła przyjemny wieczór w towarzystwie Siergieja. Co prawda, jedzenie w Trzech Miotłach nie należało do najsmaczniejszych, ale nadrobili to rozmową. Dyskutowali zawzięcie o najnowszych odkryciach naukowych, osiągnięciach uczniów, sposobach nauczania i mugolskim kinie. Fiodorow okazał się być fanem twórczości Almodovara i zupełnie nie rozumiał jej fascynacji „Stowarzyszeniem Umarłych Poetów", więc lekko się posprzeczali, próbując przekonać się wzajemnie do swoich racji. Czuli się na tyle dobrze w swoim towarzystwie, że opuścili przybytek Madame Rosmerty dopiero przed północą.
Wracali niespiesznie do Hogwartu, obserwując czyste, nocne niebo i kontynuując dyskusję.
- Nie wierzę w żadne UFO i nie przekonasz mnie do tego - Hermiona prychnęła, pokazując tym, co sądzi o jego teorii.
- Wiem, ale lubię patrzeć na ciebie, kiedy wygłaszasz swoje naukowe przemyślenia - uśmiechnął się zadowolony, widząc jej zakłopotanie - Zimno ci, pozwolisz?
- Na co?
Zdjął swój płaszcz i okrył ją - Nie mogę pozwolić na to, byś zmarzła w moim towarzystwie - uśmiechnął się ciepło i otoczył ją ramieniem, przysuwając do siebie zdecydowanie acz delikatnie. Zarumieniła się, przeklinając w duchu swoje zażenowanie, była wszak dorosłą czarownicą i nie powinna zachowywać się jak niedoświadczona nastolatka. Nie mogła jednak nic na to poradzić, że w porównaniu do Siergieja zarówno Wiktor jak i Ron wydawali się być dziećmi w powijakach i żaden z nich nie umiał sprawić, by czuła się tak... kobieco. Przytuliła się do mężczyzny i pozwoliła prowadzić się w kierunku zamku. Wyraźnie czuła zapach jego wody kolońskiej, odrobinę zbyt słodkiej jak na jej gust, ale w tym momencie wydającej się być idealną. Zatopiła się we własnych myślach.
Była pewna, że jest dla niego atrakcyjną kobietą. Ten wieczór nie pozostawiał jej żadnych wątpliwości. Tak wielu komplementów nie słyszała chyba nigdy w życiu, a zachowanie Siergieja było nienaganne. Robił absolutnie wszystko, by sprawić jej przyjemność i by czuła się komfortowo. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie jego dłoni na swoich ramionach, kiedy pomagał jej zdjąć płaszcz. Momentów, w których szukał z nią fizycznego kontaktu, choćby najmniejszego, jak niby przypadkowe zetknięcie dłoni nad filiżanką. Bynajmniej nie narzucał się jej, mogła zawsze się wycofać, odsunąć. Adorował ją. Wyraźnie czuła, że to on jest dla niej, a nie ona dla niego. Księżniczka. Powąchała płatki herbacianej róży, którą od niego dostała. Jej aromat był niezwykły... świeżo skoszona trawa i pergamin, jedno z tych pięknych, małych zaklęć, które tak doceniała.
- Jesteś pewna, że nie chcesz bym odprowadził cię do komnat? - wyrwana z zamyślenia rozejrzała się. Uśmiechnął się, widząc to i pogładził ją dłonią po karku.
Stali na błoniach, w bezpiecznej odległości od wierzby bijącej, ale jednak skryci za nią.
- Wolę uniknąć plotek, a obrazy są niezwykle wścibskie i gadatliwe, przecież o tym wiesz.
- Cóż, mam nadzieję, że kiedyś przestaniesz się mnie wstydzić – odparł, udając lekkie zasmucenie.
- Wiesz, że nie o to chodzi - zaperzyła się.
- Przyznam, że nie jestem o tym przekonany. Nie znam cię zbyt dobrze Hermiono - przysunął ją bliżej do siebie, spoglądając prosto w jej czekoladowe oczy - Pozwolisz mi się poznać? Bardzo bym tego chciał - kciukiem niespiesznie starł z jej policzka nieistniejący pyłek i z zadowoleniem przyglądał się jej lekkim rumieńcom. Zabierając dłoń powoli przesunął palcem od jej policzka przez prawy kącik ust i brodę.
Zadrżała pod tą delikatną pieszczotą.
- Przecież nie zabraniam ci mnie poznawać - roześmiała się.
- Utrudniasz to jednak - odparł z lekką nutą smutku.
- Czyżby?
Nachylił się do jej ucha - Hermiono... - szepnął. Czekała aż będzie kontynuował, ale nie powiedział już ani słowa.
- Słucham? - obróciła głowę w bok, by móc spojrzeć w jego oczy. Wpatrywał się w nią w skupieniu, a lekki uśmiech błąkał mu się na ustach.
- Chciałbym poznać smak twoich ust – szepnął, nachylając się ku niej. Musnął przelotnie jej wargi swoimi i wyprostował się.
- Cóż... - odezwała się po chwili, pragnąc przerwać tę, jak dla niej, krępującą ciszę. Czuła się zażenowana tym, że nie wie jak się w tej sytuacji zachować, mogła go oczywiście zaprosić do siebie na co zapewne czekał, ale nie zamierzała tego zrobić - Dziękuję za przemiły wieczór Siergieju, dobranoc.
- Cudownych snów, Hermiono - uśmiechnął się do niej ciepło i szarmancko się jej skłonił.
Ruszyła w kierunku zamku, uśmiechając się do siebie. Przeszła parę kroków.
- Hermiono!
Kiedy usłyszała wołanie. Odwróciła się, by spojrzeć na mężczyznę, który stał tam, gdzie go zostawiła i prezentował się wręcz bajecznie w poświacie księżyca na tle Mrocznego Lasu. Podszedł do niej szybko i obejmując ją w talii, przysunął do siebie.
- Jestem zachwycony tym co poznaję - wymruczał i ponownie ją pocałował. Nie spieszył się, delektował przyjemnością, którą mu sprawiła, oddając pieszczotę. Po chwili odsunęli się od siebie by złapać oddech - Musisz iść księżniczko - pogładził palcami jej policzek - inaczej obawiam się, że nie dam rady wypuścić cię samej do sypialni - wymruczał wprost w jej usta. Pocałowała go przelotnie i odeszła, czując jak palą ją policzki, a przyjemne ciepło rozlewa się gdzieś w okolicach brzucha. Na wspomnienie wieczoru przygryzła lekko wargę w uśmiechu.
Nie spieszyła się wracając do zamku. Delektowała się przyjemną nocą, ciszą i słodkim uczuciem zadowolenia. Zatrzymała się, widząc jakieś migotliwe światełko na Wieży Astronomicznej. Zmarszczyła brwi niezadowolona, bo było zdecydowanie za późno na to, by jakikolwiek uczeń tam przebywał. Przyspieszyła, chcąc sprawdzić sytuację.
Wchodząc cicho po schodach wieży, rzuciła na siebie zaklęcie kameleona. Zamierzała najpierw dowiedzieć się, co oni tam robią, a dopiero potem wymierzać kary. Słyszała podniecone szepty uczniów i pełne przejęcia okrzyki, a kiedy znalazła się na szczycie wieży, zamarła ze zdumienia.
Osiemnastu uczniów z różnych lat i różnych domów siedziało na podłodze i wertowało książki. Ich różdżki leżały na podłodze obok swoich właścicieli.
Oni się uczą!
- Koniecznie expelliarmus! To ulubione zaklęcie samego Harry'ego Pottera - Tom Moor, puchon z szóstego roku, podał trzeciorocznej krukonce pióro.
Stella McConery i jej przyjaciółka Anna pisnęły zafascynowane nowo poznaną informacją o ich idolu.
- Skąd wiesz? - Izabela wpisała zaklęcie na listę.
- Tata mi powiedział, też walczył w bitwie o Hogwart, jest aurorem - chłopak wypiął dumnie pierś. Hermiona uśmiechnęła się, kiedy w jej umyśle pojawiły się wspomnienia Gwardii Dumbledore'a.
- Posłuchajcie tego - powiedziała z przejęciem Kate Eliot zapatrzona w wielką księgę - Patronus, rodzaj pozytywnej energii służącej do...
- Kogo my tu mamy? - pełne zimnej pogardy syknięcie nie mogło należeć do nikogo innego.
Snape.
Uczniowie zamarli, wpatrując się w jego górującą postać, a sama Hermiona odruchowo skuliła się w sobie. Nie widział jej, ale mimo to czuła się jak mała, przerażona istotka, w dodatku zupełnie bezbronna, a gdy spojrzał prosto w jej stronę, zamarła.
- Długo jeszcze zamierzasz udawać, że cię tu nie ma, Granger?
Przełknęła ślinę ze zdenerwowania i przestrachu.
Jak on śmie się tak do mnie zwracać?! I to przy uczniach! Zacisnęła wargi w bezsilnej złości i skrzyżowała ręce na piersiach. Była niewidoczna i mogła sobie choć przez moment pofolgować, przewróciła więc oczami z lekceważącą miną, która zmieniła się szybko w wyraz zaskoczenia, kiedy kącik ust mężczyzny zadrżał odrobinę, jakby zamierzał się roześmiać. Zamrugała.
Wydawało mi się, przecież on nie może mnie widzieć.
~*~
Ledwo powstrzymał się od parsknięcia śmiechem.
Ona na prawdę myśli, że jej nie widzę.
Wyglądała jak małe, wściekłe, rozpieszczone i rozkapryszone dziecko, a kiedy zrobiła minę obojętnej księżniczki, wręcz oniemiał. To było, na swój pokrętny sposób, urocze. Skrzywił się niezadowolony, nie znosił tego słowa, było takie... nie w jego guście, nie powinno się pojawiać w jego myślach, zwłaszcza w związku z kobietą, której szczerze nie znosił.
Cofnęła zaklęcie, a uczniowie wydali gromadne - Och!
- Skoro to ja ich pierwsza znalazłam, ja ich ukarzę. Nie musi pan profesor zaprzątać sobie nimi głowy – powiedziała, siląc się na uprzejmy ton.
- Żartujesz Granger? Z przyjemnością odejmę punkty twoim pupilkom i bądź pewna, że dyrektorka dowie się o twojej akceptacji dla tych nocnych eskapad. - mruknął z zadowolenia, kiedy oblała się rumieńcem, a w jej oczach zadrgały ogniki niepewności.
Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Minerwa nie akceptuje uczniów wałęsających się nocą po zamku, a jeśli dodać do tego wieżę astronomiczną i ilość bachorów... zemsta będzie słodka. Wykorzystał jej chwilową nieuwagę i warknął.
- Minus pięćdziesiąt punktów dla każdego z was i jazda do dormitoriów! Następnym razem będzie po sto, przeklęci idioci!
Zbladła. Jej dom właśnie stracił trzysta pięćdziesiąt punktów tylko dlatego, że nie zareagowała od razu i dała się ponieść wspomnieniom. Spojrzała ze smutkiem na swoich podopiecznych opuszczających wieżę. Jedna z dziewcząt płakała.
Poczekała aż zostaną sami i spojrzała ze złością na Mistrza Eliksirów.
- Nie zgadzam się! To jest jawna dyskryminacja! – krzyknęła, zapominając o tym, że miała zachować przy nim spokój.
- Dyskryminacja? To nie moja wina, że twoi ulubieńcy są tak nieodpowiedzialni, by jednej nocy pogrzebać szansę na zdobycie pucharu domów. Teraz zapraszam ze mną. Minerwa, już nas oczekuje – ruszył, powiewając szatami, z grymasem mściwej satysfakcji na twarzy.
Pozbędę się jej raz na zawsze z tego zamku i nikt więcej nie wyprowadzi mnie z równowagi.
W tej chwili był szczęśliwy. Los dał mu prawdziwy prezent tej nocy. Zadbał o to, by Slytherin znów wygrał puchar domów, upokorzył doszczętnie Gryfonów, z ich opiekunką na czele, a wisienką na torcie miało być jej dyscyplinarne zwolnienie. Idealnie.
Szedł tak szybko, że ledwo za nim nadążała.
- Profesorze niech pan poczeka.
- Nie zamierzam.
- Musimy porozmawiać.
- Rozmawiamy.
- Pomówić o tym, co wydarzyło się na wieży.
- Oczywiście, że to zrobimy, ale w gabinecie dyrektorki.
Minerwa McGonagall siedziała za swoim biurkiem, nie ukrywając niezadowolenia z zaistniałej sytuacji.
- Usiądźcie. Portrety przedstawiły mi już pobieżnie całą sprawę, która rzeczywiście jest skandaliczna, ale nie sądzę, by wymagała przedyskutowania jej ze mną - zastukała palcami w drewniany blat – Severusie, czy mógłbyś mi wyjaśnić, dlaczego uznałeś za niezbędne wyrwanie mnie ze snu? - Hermiona poruszyła się niepewnie na krześle, czując się jak uczennica, która zaraz ma dostać szlaban.
- Pomyślałem, że życzyłabyś sobie zostać powiadomiona o tym, że panna Granger pochwala ich nocne eskapady – Snape usiadł wygodnie na krześle i spojrzał na dyrektorkę z wyższością.
- Nieprawda! - Hermiona poderwała się z miejsca, rzucając mu oburzone spojrzenie.
- Zarzucasz mi kłamstwo? - warknął.
- Raczej złą interpretację sytuacji. - wzięła głębszy wdech, by kontynuować już spokojniejszym tonem - Minerwo, znalazłam ich niecałą minutę przed profesorem Snapem, nie zareagowałam od razu, ponieważ w przeciwieństwie do mojego starszego kolegi - uśmiechnęła się nieznacznie, słysząc jego wściekłe syknięcie - zauważyłam co robili ci uczniowie i poczułam się zaintrygowana. Zamierzałam właśnie ujawnić swoją obecność, kiedy...
- Nonsens! Stała tam i wcale nie miała ochoty tego przerwać, założę się, że wspominała tę swoją żałosną Gwardię Dumbledore'a. Banda dzieciaków wymachująca bez ładu i składu różdżkami.
- Wcale nie była żałosna!
- Najbardziej żałosna i żenująca organizacja, która powstała w murach tej szkoły, może poza tą twoją wszą - skrzyżował ręce na torsie.
- Stowarzyszeniem Walki o Emancypację Skrzatów Zniewolonych – ostatkiem woli powstrzymała się przed krzykiem, zaciskając dłonie na różdżce, na co on prychnął pogardliwie.
- Wystarczy! - Minerwa McGonagall oddychała szybko, najwyraźniej próbując zachować spokój. Zamilkli i spojrzeli na dyrektorkę - Hermiono, czego oni się tam uczyli?
- Obrony przed czarną magią.
- Skoro mają taką nauczycielkę, to trudno się dziwić, że muszą uczyć się sami.
- Severusie! - McGonagall nie mogła uwierzyć w zachowanie tej dwójki.
- Ostrzegałem cię, że popełniasz błąd. Mówiłem, żebyś jej nie zatrudniała. Takie są konsekwencje tego, że nie posłuchałaś mojej rady.
Hermiona zerwała się z krzesła.
- Ja tutaj jestem, profesorze! - krzyknęła.
Mężczyzna machnął ręką, zupełnie ją lekceważąc.
- Jak śmiesz! Ty...ty...och! - opadła na krzesło, zaciskając usta, by nie wykrzyczeć mu w twarz, co o nim sądzi.
- Silencio - Minerwa odłożyła spokojnie różdżkę, nie zwracając uwagi na ich pełne oburzenia spojrzenia - Prosiłam was grzecznie o ciszę, a teraz wysłuchacie tego, co ja mam do powiedzenia. Obydwoje. - spojrzała ostro na mężczyznę, który najwyraźniej zamierzał opuścić jej gabinet - Ilość odjętych punktów, choć przerażająca, jest słuszna. Osobiście odejmowałam po 50 punktów za takie wykroczenia. Wszyscy tutaj wiemy, że twoje zarzuty wobec profesor Granger są, delikatnie mówiąc, przesadzone, a więc ta kwestia także nie będzie podlegać dyskusji. Jednakże, to jeszcze nie wszystko. - zawiesiła na chwilę głos i przyjrzała się im uważnie - Skoro uczniowie mają potrzebę poszerzania swojej wiedzy ponad program, uważam, że naszym obowiązkiem jest im to umożliwić i udzielić pomocy w tym zakresie. - Hermiona podniosła rękę, chcąc coś powiedzieć - Słucham? Och tak, wybacz, już cofam zaklęcie.
- Myślałam o prowadzeniu czegoś na kształt Klubu Pojedynków – uśmiechnęła się nieśmiało, obawiając się usłyszeć od Mistrza Eliksirów jakiegoś sarkastycznego porównania do Lockharta, ale ku swojemu zaskoczeniu żadne takowe nie nastąpiło.
- Doskonały pomysł, właśnie miałam coś takiego zasugerować. Kiedy mogłabyś zacząć?
- Sądzę, że w ciągu przyszłego tygodnia powinnam już ustalić czas i miejsce spotkań tak, by wszyscy uczniowie mieli możliwość uczestnictwa, oraz wywiesić ogłoszenia.
- Cudownie, w takim razie profesor Snape będzie współprowadzącym. Na pewno się przyda.
Hermiona wciągnęła głęboko powietrze, nie kryjąc oburzenia, a Mistrz Eliksirów wstał gwałtownie z krzesła, kipiąc ze złości.
- Nie mam najmniejszego zamiaru spędzać z nią ani z tymi bachorami ani minuty dłużej, niż jest to absolutnie konieczne.
- Wyjątkowo zgadzam się z profesorem - szepnęła.
- Cudownie, widzę że wasza współpraca zaczyna się od porozumienia - Minerwa McGonagall zacisnęła wargi, by powstrzymać się przed wrednym uśmiechem - Mam nadzieję, że przełoży się to także na inne aspekty waszych relacji.
Wsunął dłonie do kieszeni, wyraźnie powstrzymując się przed rzuceniem klątwy na którąś z kobiet. - Przypominam, że nauczam w tej szkole eliksirów, a to nie ma nic wspólnego z głupim machaniem różdżkami.
- Próbujesz zasugerować, że nie jesteś kompetentny w dziedzinie obrony przed czarną magią lub pojedynkach? Zapominasz, że doskonale znam twój życiorys, mój drogi. Możliwe jednak, że uwierzyłabym ci Severusie, naprawdę, ale... - roześmiała się serdecznie, chrząknęła i kontynuowała, głosem drżącym z rozbawienia - czy to nie ty przypadkiem zostałeś honorowym członkiem Światowej Rady do Spraw Zwalczania Czarnoksięstwa?
- Pani dyrektor, nie ma potrzeby zajmować cennego czasu profesora. Jestem pewna, że znajdę kogoś chętnego - wtrąciła się szybko Hermiona, dla której perspektywa współpracy z jej byłym nauczycielem była, delikatnie mówiąc, niepokojąca.
- Fiodorow będzie cię całować po stopach, jeśli mu to zlecisz, Minerwo. - Hermiona skwapliwie pokiwała głową, zagryzając jednocześnie dolną wargę w bezskutecznej próbie powstrzymania rumieńca.
- Decyzja została podjęta. Życzę wam owocnej współpracy. A teraz proszę, udajcie się do łóżek. W ciszy.
Mistrz Eliksirów opuścił jej gabinet, trzaskając drzwiami tak mocno, że obrazy dyrektorów zadrżały. Tuż za nim wyślizgnęła się cicho nauczycielka obrony ze zrezygnowaną i przestraszoną miną.
Portret Albusa Dumbledore'a zaczął chichotać.
~*~
betowała Alex
~*~
konsultowała Witch za co jej bardzo dziękuję
~*~
bardzo Was proszę o komentarze, to dla mnie niezwykle ważne